Na krakowskich ulicach w ostatnich latach kolorowych samochodów z 'szybkim' jedzeniem pojawia się coraz więcej, coraz częściej również organizowane są eventy-pikniki food trackowe.
Całe szczęście, krakowskie kuchnie na kółkach mogą pochwalić się czymś więcej niż jest to z czym może kojarzyć się uliczne jedzenie, dlatego z nadzieją na kolejne kulinarne ciekawostki odwiedziliśmy Street Food Polska Festival w Galerii Kazimierz.
Na miejscu zastaliśmy nieduży (ale zróżnicowany) przegląd krakowskich food trucków - 16 samochodów z kuchnią polską, amerykańską i azjatycką. Były również francuskie macarons, węgierskie kołacze, zdrowe koktajle, no i oczywiście lody.
Niestety, w dwie osoby nie było fizycznej możliwości spróbować wszystkiego, wybraliśmy więc najbardziej interesujące nas punkty imprezy.
Na początek spróbowaliśmy pieroga z pieca z kapustą i grzybami (6PLN) od łódzkiej Krucjaty Smakiem, która proponuje swoje regionalne potrawy odwiedzając jarmarki i kulinarne wydarzenia w całym kraju. Solidny, wypieczony pierożek z dobrze przyprawionym farszem - pycha! Nic dodać, nic ująć, porządna polska kuchnia.
Food trucki stacjonarne - tylko w Łodzi (szkoda!).
Naszym kolejnym i chyba najciekawszym przystankiem było stanowisko pana Walentego Kani, który na co dzień karmi Kraków swoją 'kuchnią dla odważnych' na ulicy Jakuba 4, a specjalizuje się w podrobach. Z kilku nietuzinkowych propozycji wybraliśmy kiełbasę z sarny (15PLN), oczywiście grillowaną. Zdecydowanie różniła się ona i smakiem i jakością od tych znanych nam z domowego grilla - była jak najbardziej warta swojej ceny, nie za tłusta, bardzo 'mięsna' i bez żadnych wątpliwości zachęciła nas do zapoznania się bliżej z innymi propozycjami od Walentego Kani.
Jesteśmy odważni, więc najbliższy spacer po Kazimierzu uwieńczymy degustacją gęsich serc :)
Jako amatorka kuchni tajskiej nie mogłam nie spróbować czegoś od Curry Point. W menu (które jest zmienne) dzisiaj znalazły się trzy rodzaje curry oraz danie z kurczakiem. Wybraliśmy curry czerwone z kurczakiem i ryżem (18PLN). Mimo, że curry było smaczne i poprawne stało się najsłabszym punktem naszych degustacji głównie z powodu stosunku ilości do ceny. Na szczególną uwagę zasługuje świetnie przygotowany ryż z całą gamą indyjskich przypraw oraz pikantny czerwony sos curry, który zachwycał aksamitnym posmakiem mleczka kokosowego. Szkoda tylko, że owego sosu było w daniu naprawdę niewiele, no i w ogóle - porcja maleńka.
Curry Point nie ma stałego miejsca pobytu, a o tym gdzie się pojawiają można dowiedzieć się z Facebook'a.
Pozostając nadal w azjatyckich klimatach zamówiliśmy klasyczne sushi - maki z łososiem, awokado i serkiem philadelphia (15PLN) w jaskrawożółtym wozie Yatai (nie sposób go przeoczyć!).
Ryż ok, łosoś świeży, nori ciut gumowate - całość o półkę wyżej od marketowych setów, ale zdecydowanie niżej od większości sushi-barów i restauracji w mieście. Było to właśnie to czego się spodziewaliśmy - nieprzekombinowane, poprawne sushi - w sam raz na szybką przekąskę w biegu.
Szybkie sushi od Yatai na co dzień spotkamy na Wawrzyńca 16.
Na deser - naleśniki! Kocham Naleśniki w swoim menu posiada bardzo klasyczne propozycje; oprócz jednego wytrawnego wyjątku - jest słodko. Wybraliśmy wersję z truskawkami, nutellą i twarożkiem (12,50PLN). Naleśnik w porządku, domowy i dobry, ale za sprawą nutelli jest to opcja tylko dla zakochanych w słodkościach. Mnie ta słodycz trochę przerosła :)
Tutaj zwróciliśmy uwagę na niezbyt miłą obsługę. Ze względu na to oraz na mało ciekawe naleśnikowe propozycje raczej nie skusimy się na kolejne porcje w przyszłości.
Kocham Naleśniki stacjonuje w foodtrackowym zakątku miasta - na Wawrzyńca 16.
I w końcu najmniej kaloryczny przystanek - Acai Bar. Wybraliśmy koktajl acerola, goiaba, graviola (13PLN) - było to potrzebne orzeźwienie w ten upalny dzień. Koktajl przypominał raczej smoothie, był nie za słodki, egzotyczny i jak najbardziej należy mu się plus.
Oprócz koktajli Acai Bar serwuje 'zdrowe miski' oczywiście z jagodami acai i dodatkami.
Ten pierwszy niskokaloryczny food truck, który poznaliśmy prawdopodobnie nie ma stałego miejsca pobytu, ale często bywa na imprezach i festiwalach - nie tylko tych kulinarnych.
Musiałam zmieścić jeszcze lody naturalne od retro-ciężarówki The Waffles. Wybór padł na cytrynowo-bazyliowe (5PLN). Lód pyszny, kwaśny jak należy, przełamany bazylią - przyjemne zakończenie festiwalu.
Lody przyjechały do nas z Warszawy.
Szkoda, że nie byliśmy w stanie spróbować propozycji od reszty uczestników festiwalu - przerosło to nasze fizyczne możliwości. Nie była to pierwsza ani z pewnością nie ostatnia taka impreza tego lata, więc straty nadrobimy :)
Mamy jednak wrażenie, że we wszystkich przypadkach ceny były trochę za wysokie. W końcu jest to jedzenie uliczne - z założenia powinno być więc tanie, albo przynajmniej troszkę tańsze.
Piknikowy skwer opuściliśmy z satysfakcją, a niektóre degustowane kuchnie na kółkach planujemy poznać bliżej w najbliższym czasie. I to dobrze, że w Krakowie food trucki powoli wpisują się na stałę w gastronomiczną mapę - jest to w końcu lepsza alternatywa dla sieciowych fastfood'ów.
Magda
Potwierdzam - mogło by być odrobinkę taniej :) im taniej tym lepiej ;)
OdpowiedzUsuńFestivale Street Food cieszą się coraz większą popularnością w Polsce. Zawsze to okazja na spróbowanie czegoś nowego.
OdpowiedzUsuń