poniedziałek, 6 listopada 2017

Walenty Kania ''Kuchnia dla odważnych''

ADRES: -
KUCHNIA: polska, europejska, kuchnie świata
ZAKRES CEN: 15-25PLN
W INTERNECIE: facebook | www










Na Walentego Kanię oko mieliśmy już od dawna, kiedy pierwszy raz spróbowaliśmy jego wyrobów (tę kiełbaskę z sarny pamiętam do dziś, chociaż było to już kawał czasu temu). Nikt nie zaprzeczy, że to food truck wyjątkowy, niepowtarzalny i każdy kulinarnie ciekawski powinien go odwiedzić chociaż raz.

No ale z tym mamy już niestety problem, ponieważ pan Walenty przestał parkować na Placu Izaaka jeżdżąc wyłącznie na występy gościnne, zazwyczaj poza Kraków. Nam udało się go złapać na ostatnim w tym roku zjeździe food trucków pod Galerią Kazimierz. Stałego punktu już nie ma i raczej nie będzie (wiedza zaczerpnięta bezpośrednio ze źródła). Fanom pozostaje zatem wnikliwa obserwacja Facebooka, bo stamtąd możemy dowiedzieć gdzie, co i kiedy. Szkoda! I w pewnym sensie spora strata dla krakowskiego światka kuchni na kółkach.

Na czym jednak polega fenomen kuchni Walentego Kani? A no na tym, że zabiera się on za to co pozornie dziwne, zapomniane, kontrowersyjne (przez niektórych nazywane obrzydliwym, chociaż przeważnie nigdy wcześniej tych rzeczy nie mieli w buzi). Mowa o jądrach, nerkach, móżdżkach, purchawkach (grzyb, który na pewno znacie i raczej nie wiedzieliście, że jest jadalny), ozorkach, przeponach. Do tych mniej intrygujących propozycji można zaliczyć kiełbasę z konia, kozy, czy barana. Menu nie jest stałe. Dostępne jest to co akurat pan Walenty miał ochotę ugotować, jaki produkt akurat złapał. W zdecydowanej większości są to dania i wyroby autorskie, ale widać wyraźne inspiracje kuchnią wschodnią lub staropolską. Zdarzają się też akcenty południowoamerykańskie, a nawet afrykańskie. Dla wszystkożerców zwariowanych na punkcie rzeczy nowych i innych (czyli dla nas) to mały, kulinarny raj.

Na początek raki po polsku (20PLN), czyli gotowane w koperku. Porcja raczej degustacyjna, bo chociaż talerz zaczerwienił się od tych stworzonek to same w sobie mięska mają niewiele. Raki to typowy staropolski przysmak i to miło, że mamy food truck, który je serwuje, bo nawet w restauracjach o nie ciężko. Dobre, a raczej pyszne! Miękkie, białe mięsko rozpływało się w ustach i zdecydowanie warte było paprania się w skorupkach.
Najbardziej chcieliśmy spróbować tych kontrowersyjnych byczych jaj (25PLN). Akurat tego dnia podawane były po góralsku, czyli w kapuście z kwaśną śmietaną, całość w formie kanapki w grubej bułce. Jak większość podrobów jądra byka mają miękką, nieco gąbczastą konsystencję. Czuć wyraźnie wołowy posmak. Nie ma wątpliwości, że zostały przygotowane perfekcyjnie - były odpowiednio miękkie, ze skoncentrowanym smakiem, a typowo polskie dodatki genialnie pasowały do tego egzotycznego nieco produktu. Tu jednak odezwał się mój prywatny, indywidualny gust i już wiem, że bycze jądra to nie moja bajka (podobnie jak grasica). Ale cieszę się, że już wiem jak smakują. 
Spróbowaliśmy jeszcze dwóch zup. Gęsie żołądki (20PLN) w warzywnym, świetnie doprawionym wywarze oraz rosół z kurzymi łapami (15PLN). Żołądki to trudny podrób, bo łatwo uzyskać efekt żylastej gumy nie do przełknięcia. Ale to nie u Walentego. Tutaj żołądki są zaskakująco delikatne, idealne. A zupa z nimi to taka domowa, klasyczna polewka. Rosół natomiast polecamy na kaca - konkretny, tłusty i ciężki. Wystające z niego kurze nogi wraz z pazurami wzbudziły lekki szok u najbliższego otoczenia (no, może rzeczywiście wizualnie jest to danie trochę jak z horroru). Na mnie jednak nie zrobiły większego wrażenia, ponieważ dzięki babci spróbowałam ich już jakieś 20 lat temu i wcale nie uważam, że to dziwne, czy obrzydliwe danie. Trochę drobiowego tłuszczyku, nieco chrząstek... taka wkładka w zupie, do poobgryzania. I tu się powtórzę - fajnie, że to staropolskie wspomnienie serwuje nam właśnie food truck.

Chociaż jeszcze nie tak dawno temu nasza rodzima kuchnia praktycznie nie istniała bez podrobów (nasze mamy i babcie z pewnością dobrze to pamiętają) w dobie kuchni fusion zniknęły one z naszych stołów nagle i prawie całkiem. I Walentemu chwała za to, że odgrzebuje je z czeluści udowadniając, że to też jedzenie. I to dobre jedzenie. Zawsze byłam również zwolenniczką wykorzystywania zwierząt w kuchni od nosa do ogona, bo w końcu tracą życie, byśmy mogli je zjeść. I tej filozofii dopatruję się w food trucku Kuchnia dla Odważnych. Ubolewam, że teraz to będzie już rzadki rarytas dostępny tylko przy okazji foodtruckowych świąt.

JEDZENIE: 8,5/10
OBSŁUGA: 8/10
WYSTRÓJ: 7/10
CENY: 7,5/10

Ocena ogólna: 8/10







xoxo
Magda

2 komentarze: