poniedziałek, 4 czerwca 2018

Sette Cucina Napoletana

ADRES: Zwierzyniecka 32, Kraków
KUCHNIA: włoska, pizza
ZAKRES CEN PIZZY: 24-33PLN
W INTERNECIE: facebook










Do tej nowej, włoskiej miejscówki na Zwierzynieckiej trafiliśmy zupełnie przypadkiem. Poza tym hasło napoletana działa na nas jak magnes.

Wnętrze nam się podoba. Jest przestronnie, jasno. Brak wystawki zakurzonych bibelotów jak to często bywa we włoskich knajpkach. Są za to subtelne akcenty, nowoczesne meble i pomysłowe nakrycia. Sercem tego miejsca jest otwarte stanowisko pizzaiolo z pięknym, złotym piecem. Można też dostrzec puszki pomidorów i  wory mąki prosto z Włoch, które to jak mniemam nie stoją tam tylko dla ozdoby. Zapowiadało się więc bardzo dobrze.

Menu średnio długie skupia się na kuchni Włoch południowych. Arancini, marynowane oliwki, foccacia - klasyczne przystawki. Dalej jest pizza. Możemy wybrać czerwoną na bazie sosu z pomidorów San Marzano i mozzarelli di Bufala lub białą z podkładem w postaci samej mozzarelli. Jeśli chodzi o dodatki to nadal wszystko brzmi dobrze; sycylijskie oregano, domowa ricotta, prosciutto cotto. Jeśli nie pizza, to pasta (na przykład domowe tagliatelle z krewetkami, szczypiorkiem i kremem cytrynowo-krewetkowym). Jest też szafranowe risotto z polędwicą wołową i dwie sałatki. W deserach na szczęście nie ma stałej regułki 'pannacotta/cremebrulee/tiramisu'. No dobra, panna cotta jest, ale dla odmiany z dżemem cytrynowym i limonką. Ciekawie zapowiada się deser budino z karmelem, migdałowym krunchem (pisownia oryginalna) i solą morską. Z tego co zauważyliśmy w lokalu nie serwuje się alkoholu, a przynajmniej w regularnej karcie go nie ma. Nikt nie zaproponował nam karty win/alkoholi, chociaż na nieletnich już dawno nie wyglądamy ;) Wnioskuję zatem, że tu się nie pije.

Do Sette trafiliśmy dwa razy. Po raz pierwszy na lunch - za 25PLN w godzinach 12-16 można wybrać dwa z czterech proponowanych dań (zupa, pizza, pasta, sałatka). Zjedliśmy po zupie pomidorowej, która bynajmniej nie zachwyciła. Maleńka miseczka z kremem na przecierze i kupnym makaronem. Płaski smak. No, słabo. Spróbowaliśmy też pasty - tu makaron znowu ze sklepu, ale sos szpinakowy i parmezan się broniły. Danie niezłe. Porcja ponownie maleńka. Ja rozumiem, że to lunch, ale są w mieście miejsca (dużo miejsc), gdzie w porze lunchu za przystępną cenę podaje się pełnowymiarowe dania, a nie miniatury. Podobnie było z pizzą - wersja mini. Bardzo skromna. Odrobinę sera, odrobinę sosu przez co nie była odpowiednio wilgotna jak na napoletanę przystało. Ale ciasto nam smakowało, dlatego w  niedługim czasie wróciliśmy, by spróbować pizzy z regularnej karty.
Salsiccia (30PLN) z domową kiełbasą, cebulą, białym anchois i kalabryjskim chilli. To znaczy, według karty miało tak być, bo w rzeczywistości na moim placku nie zanotowałam ani anchois, ani chilli. Brak dwóch składników z czterech to troszkę wpadka, prawda? Kiełbasa była dobra, ale cebula prawie surowa. Ta pizza jednak przypominała napoletanę najbardziej ze wszystkich, ponieważ środek rzeczywiście 'pływał'.
Primavera (31PLN) z szynką prosciutto, pomidorami datterini, ogromną ilością rukoli i parmezanem też nie wzbudziła w nas entuzjazmu. Nigdy nie widziałam takiej góry rukoli na pizzy. Na ten 'dywan'  sypnięto troszkę parmezanu startego na proszek, więc nie miał on okazji rozpuścić się pod wpływem ciepła pizzy, a szkoda, bo taki jest najlepszy. No i dziwne doświadczenie z tą rukolą. 
Zdziwieni byliśmy też pizzą Sette (33PLN), która miała być w kształcie motyla. Na talerzu pojawiła się bardzo, bardzo luźna interpretacja motyla :) Dużo składników; znów morze rukoli, szynka, kiełbasa, pieczarki, parmezan i domowa ricotta - średnia, bo za kwaśna i niezbyt kremowa. Jakoś mi się tak to wszystko na raz nie zgrywało. Jedzącemu motyl smakował, ale oklasków nie było. 
Bazą tych trzech pizz miały być pomidory San Marzano. To moje ulubione, więc ich smak znam na pamięć. Tu mi coś nie pasowało. Ten sos nie był odpowiednio wyraźny i słodki jak ulubione San Marzano, był jakiś taki wodnisty i bez wyrazu.
I jeszcze pizza Bianca (31PLN). Pancetta to raczej był zwykły, polski boczuś. Oprócz tego szpinak, szalotka, czosnek i pecorino romano. Bez kombinacji, niby ok, ale smaki znowu jakieś takie niewyraźne. Tu bazą była ponoć mozzarella di Bufala, ale jej cudownego, delikatnego smaku nie udało się odpowiednio wydostać, podobnie jak w przypadku pomidorów San Marzano.
Tak jak podczas pierwszej wizyty ciasto wciąż było niezłe. Może nie idealne - brzegi za mało wyrośnięte, ale ogólnie w porządku. Pełne, zwarte, na środku mokre.
Chociaż miałam ochotę na karmelowe budino, z deserów ostatecznie zrezygnowaliśmy, ponieważ...

...dawno nie spotkaliśmy się z tak słabą obsługą i po prostu nie chciałam tam dłużej przebywać. Zazwyczaj w krakowskich restauracjach jest pod tym względem przeciętnie. Tu jest źle. Podczas krótkiej wizyty na lunch obsługiwał nas miły, ale niedoświadczony kelner. Na pytanie jaki ser jest na naszej pizzy dowiedzieliśmy się, że taki owczo-krowi. Tyle. 
Druga wizyta miała być dłuższa i w większym gronie, wypadało więc zarezerwować stolik. Poziom rozmowy telefonicznej był żenujący, ale ostatecznie się udało. 
Przeglądając kartę zauważyliśmy coś niebywałego - informację, że oliwa jest dodatkowo płatna. Mocno zaintrygowani, zapytaliśmy jednego z kelnerów dlaczego tak jest. Otrzymaliśmy odpowiedź, że... takie są zasady. Ten pan już do końca wizyty był w stosunku do nas zwyczajnie niemiły i arogancki. Drugi kelner (ten znany nam z pierwszej wizyty, wciąż miły i wciąż niedoszkolony) zapytany o to samo odparł, że była płatna, ale już nie jest. Jak jest naprawdę w końcu się nie dowiedzieliśmy, bo oliwy nam nie podano. Płatna oliwa w włoskiej knajpie to jest proszę Państwa absurd. 
Pizzaiolo był bardzo nerwowy, krzyczał na kelnerów i nie była to raczej kwestia złego dnia, bo poprzednio wyglądało to tak samo. To fakt, że kelnerzy nie radzą sobie nawet z małym ruchem, ale te krzyki wprowadzały dodatkowy chaos i słyszała je cała sala (na szczęście nielicznych) gości. Pan w końcu pracuje na otwartej kuchni, dobrze by było się kontrolować. No właśnie - otwarta kuchnia pozwala na obserwację pracy kucharza. My oprócz tego zaobserwowaliśmy coś okropnego (niestety nie znajduję na to innego słowa). Wspomniany pizzaiolo wziął brudny talerz z resztkami, który wrócił z sali, przetarł go rękawem i przygotował, by za chwilę położyć na nim pizzę dla kolejnych gości. DRAMAT.

Szkoda, bo miejsce urządzono fajnie. Pizza niby jest nie najgorsza, prawdopodobnie składniki są  włoskie, ale jakoś ale po tym co odstawiła obsługa nie mam do tego miejsca zaufania. Nie chce się tam przebywać, tam jeść i zostawiać pieniędzy, bo energia tej restauracji po prostu odstrasza. Ale będziemy obserwować i może za jakiś (dłuższy) czas wrócimy sprawdzić, czy pizzeria Sette Cucina Napoletana wykorzystała swój potencjał.

JEDZENIE: 6,5/10
OBSŁUGA: 1,5/10
WYSTRÓJ: 8,5/10
CENY: 8/10

Ocena ogólna: 5/10













xoxo
Magda

1 komentarz: