poniedziałek, 26 czerwca 2017

Ka Udon Bar

ADRES: Rakowicka 14a, Kraków
KUCHNIA: japońska, azjatycka, wegetariańska
ZAKRES CEN: 19-70PLN
W INTERNECIE: facebook












Udon! Mój numer jeden wśród azjatyckich makaronów wreszcie występuje w roli głównej w niedawno otwartym Ka Udon Bar na Rakowickiej. Przyznam, że od dawna czekałam na takie miejsce i chyba nie tylko ja, ponieważ od pierwszego dnia zjawiają się tam tłumy. I nie ma się co dziwić! Ten kto jadł już udon wie, że potrafi on być uzależniający w tym samym stopniu co sushi (oj, Japończycy to potrafią karmić...).

Lokal urządzono 'na surowo'. Jest jasno, mało ozdób, dużo przestrzeni, nawet trochę industrialnie. Takie wnętrza lubię. Ta nowoczesna skromność w postaci modnego minimalizmu zawsze dodaje wnętrzu świeżości i sprawia, że człowiek nie czuje się nieswojo przytłoczony. Można konsumować po japońsku - zasiadając przy długim, drewnianym barze podglądając przy okazji pracę kucharzy lub tradycyjnie przy stolikach w środku lub na zewnątrz.

Menu jest krótkie i konkretne. Całkowicie bezmięsne. Mamy udon na gorąco w zupie (dostępny jeden rodzaj bulionu z imbirem i cebulką) solo (19PLN) lub z dodatkiem (np. z marynowanym tofu na słodko, 24PLN). Jest też udon na zimno. Do dania podstawowego możemy dobierać wkładki, między innymi jajko z płynnym żółtkiem, edemame (młode strąki soi), natto (sfermentowane ziarna soi). Fajnie by było, gdyby w karcie pojawiło się kilka słów wyjaśnienia dla japońskich nazw, które dla początkujących z tą kuchnią mogą brzmieć tajemniczo. Na deser można zjeść lody w dwóch odsłonach. Jest też czym popić. Karta serwuje dobrej jakości kawę (spróbowaliśmy mrożonej, rzeczywiście świetna), wyselekcjonowano również porządne, naturalne wina.
Dobrze, że karta jest krótka i bez wydziwiania, ale przyznam, że małe urozmaicenie w postaci drugiej odsłony bulionu, czy udonu w gęstym sosie byłoby mile widziane i wciąż nieprzesadzone. Mam też nadzieję, że poprawi się wygląd menu, a to obecne na zwykłym papierze (który już po kilku tygodniach jest mocno zniszczony) odejdzie do lamusa :)

Pierwsza na stole pojawiła się darmowa woda w plastikowym dzbanku co w Azji jest absolutną podstawą w każdym lunch barze, kantonie, czy restauracji. Fajnie, że i w Krakowie o tym nie zapomniano.
Mimo upałów wszelkie makarony wolimy na ciepło, dlatego zdecydowaliśmy się na kakiage udon (24PLN) z tempurowym ''ciastkiem'' (okazał się to być kreatywny twór z cienko pokrojonych warzyw obsmażony w tempurze) oraz tempura udon (24PLN) z warzywami w tempurze. Jakby tempury było mało chcieliśmy domówić jeszcze porcję grzybów w tej panierce, ale już się skończyły. Domówiliśmy więc warzywa (15PLN) oczywiście, że w tempurze. Dodaliśmy jeszcze po surowym żółtku (4PLN za jedno). Szanowana i lubiana przeze mnie sfermentowana kapusta po koreańsku kimchi (11PLN) również znalazła się na naszym stole.
Muszę przyznać, że takie samodzielne komponowanie swojego dania przynosi ogromną frajdę! Mniejszą przyjemność z tego czerpać będą jednak nasze portfele, ponieważ jak wiadomo każdy dodatek ma osobną cenę. Jeśli nas poniesie jedna zupka może kosztować nawet 60-70PLN (biorąc pod uwagę fizyczne możliwości pojemnościowe u dorosłego, bardzo głodnego człowieka).
Mimo wielkiego ruchu nie czekaliśmy długo na nasze udony, a kiedy już dotarły na stół zjedliśmy je... w całkowitej ciszy! Doprawdy były tak genialne, że zabrakło nam słów i skupiliśmy się wyłącznie na jedzeniu. Gwiazdą, alfą i omegą naszych dań był genialny, jędrny, bogaty, gładko-śliski pszenny makaron udon, który rzeczywiście wcale nie potrzebuje towarzystwa mięsa. Ani w ogóle żadnego towarzystwa, bo mogłabym jeść go samego całymi miskami. Cóż, to udon idealny!
W zachwytach nad udonem nie można pominąć dodatków, które tylko podkręcały idealny smak makaronu. Sam bulion był delikatny, ale całkiem aromatyczny, czuć w nim imbir i grzyby. Dobrą opcją do wyśrubowania lekkiego smaku okazało się surowe żółtko. Ze względu na osobiste preferencje w bulionie zabrakło mi ostrości choćby w postaci suszonego chilli na stole lub jako dodatek do zamówienia, którym można by było doostrzyć potrawę według uznania. Tę zachciankę uratowałam nieco wrzucając co swojej zupy kimchi, która jak wiadomo jest pikantna (chociaż w wydaniu Ka Udon Bar nie tak bardzo).
No i tempura! Lekka, ale konkretna zarazem, chrupiąca, cieplutka... Pycha! Jak i to co było pod nią. Dynia, zielone, szparagi, bataty fajnie ugotowane i pełne swoich naturalnych aromatów były idealnym dodatkiem do całości.
Smak i wygląd tych wszystkich wspaniałości dodatkowo eksponowała przepiękna zastawa, ręczna robota świetnie wpasowana w cały koncept i wnętrza i potraw.

Ku dużemu zaskoczeniu obsługiwał nas kelner posługujący się tylko językiem angielskim (ostatnio w sumie spotykam się z tym coraz częściej w nowych krakowskich restauracjach). Nie było żadnych problemów z komunikacją, pan był uprzejmy i kompetentny. Zauważyliśmy, że w tym miejscu panuje luźna, młodzieżowa atmosfera bez wyszukanych, sztucznych zwrotów grzecznościowych i przesadnej powagi. A załoga rozsiewa uśmiechy i dobrą energię już od progu. 

Uwielbiam takie miejsca, gdzie wszystko się zgadza, szczegóły są dopracowane, a pasja do gotowania i serwowania ludziom jedzenia epatuje z każdej miski. W Ka Udon będę bardzo, bardzo częstym gościem i polecam wszystkim, nawet sceptycznie nastawionym do kuchni japońskiej i wegetariańskiej. Zakochacie się!

JEDZENIE: 9,5/10
OBSŁUGA: 8/10
CENY: 7/10
WYSTRÓJ: 8/10

Ocena ogólna: 8,5/10







xoxo
Magda

1 komentarz: