sobota, 28 kwietnia 2018

Corleone

ADRES: Poselska 19, Kraków
KUCHNIA: włoska, śródziemnomorska
ZAKRES CEN DAŃ GŁÓWNYCH: 21-65PLN
W INTERNECIE: facebook










W tamtym roku bardzo miło spędziliśmy czas w Trzech Papryczkach. Wówczas podejrzeliśmy, że w sąsiednim Corleone również można jeść na świeżym powietrzu co szczerze uwielbiamy. Postanowiliśmy zatem tegoroczny sezon ogródkowy zainaugurować właśnie tu.

Przy wejściu do restauracji stoi coś, co zawsze trochę nas śmieszyło, a trochę straszyło kiedy przechodziliśmy obok. Podobizna Vito Corleone i jego kolegi, figury niemal rzeczywistych rozmiarów. Oczywiście łączy się to z nieco pretensjonalną nazwą, ale jakość wykonania tych kukieł pozostawia wiele do życzenia i gdybyśmy nie wiedzieli o ogródku na tyłach restauracji nigdy w życiu nie zachęciłoby nas to do wejścia. Wręcz przeciwnie. W środku jest dość dziwnie. Przykurzone dywany, ciemno, trochę obrazów, ściana z win, ciężkie meble. Nie nasz klimat. Zdecydowanie najmocniejszym punktem lokalu jest wspomniany ogródek - niewielki, ale uroczy. Stoliki pod jasnymi baldachimami, drewno, trochę zieleni. Idealny na letnią kolację z przyjaciółmi, czy randkę.

Sugerując się nazwą można by było spodziewać się tu kuchni sycylijskiej, jednak w menu znajdziemy włosko-francuski, śródziemnomorski miszmasz. Na przystawkę zjemy na przykład antipasto marinana (carpaccio z ośmiornicy, sałatka z owoców morza, sałatka z alg morskich) lub foie gras z karmelizowanym jabłkiem i cebulą. Jest całkiem dużo domowych makaronów i tu plus za kreatywność - wreszcie inne, rzadko spotykane u nas formy (fettucine, trofie). Sporo dań z owocami morza, ale są i mięsa, na przykład kotleciki jagnięce z pieca z borowikami i kozim serem lub pierś z kaczki z figami w sosie miodowym. Jest oczywiście wino. My spróbowaliśmy domowego, białego (80PLN; 1l). Rześkie, świeże, mocno owocowe - świetne do makaronów i lekkich dań z owocami morza.

W niewielu miejscach w mieście można zjeść ostrygi, więc na początek chętnie poprosiliśmy o ten frykas, prosto z Bretanii (28PLN). Trzy sztuki w trzech wersjach - zapiekane ze szpinakiem, porem i parmezanem, podane bardzo ładnie. Sam produkt świetny, z dużą ilością naturalnego sosu. Wyjęte z pieca w punkt. Bardzo dobra przystawka. 
Z wkładki sezonowej wybraliśmy małże świętego Jakuba (23PLN) na musie z kopru włoskiego. Idealnie wysmażone, prawie chrupkie z zewnątrz, a w środku aksamitne, charakterystycznie słonawe. To wspaniały owoc morza tutaj potraktowany z należytym szacunkiem.
Jako, że byliśmy w większym gronie udało się spróbować jeszcze dwóch zup. Krem pomidorowo-groszkowy (12PLN) wzbudził umiarkowany zachwyt - smaczny, ale (za) bardzo subtelny. Zupa rybna z owocami morza (16PLN) również nie porwała. Mule, kalmary i krewetki były odpowiednio miękkie, było ich sporo, ale bulion pozostawiał wiele do życzenia w kwestii wyrazistości. Za mało aramatu, za mało przypraw.
Będąc w restauracji nie lubię komponować swoich dań sama, ponieważ uważam, że to zadanie leży w gestii kucharza. Tutaj do mięs i ryb dodatki domawia się osobno, więc zrezygnowaliśmy z dań głównych na rzecz domowej pasty i risotto. I ten wybór był jak najbardziej trafiony, ponieważ od pierwszych kęsów okazało się, że w Corleone serwują jedne z lepszych makaronów w mieście.
Moje trofie nero z ośmiorniczkami (26PLN) było w każdym szczególe wspaniałe. Często jest tak, że czarny barwnik kradnie smak dodatkom, nieprzyjemnie dominuje. Tutaj tylko podkręcał supermiękkie ośmiornice skąpane w ostrym, pomidorowym sosie. Sam makaron to ideał - jędrny, al dente, czuć, że wyszedł spod wprawnej ręki.
Podobne odczucia wzbudziły u jedzących kolejne dwa talerze z pastą: sprężynki busiate z cielęciną, pieczarkami i porto (27PLN) oraz spaghetti alla chittara ze szpinakiem i krewetkami (26PLN). Dobrze wykonany, domowy makaron broni się sam, ale i idealnie wywarzonym dodatkom nie można tu niczego zarzucić.
Risotto ze szparagami (23PLN, karta sezonowa) to przyjemne, wiosenne i znowu bezbłędne danie. Mocno kremowy dzięki parmezanowi ryż, lekko twardawy (tak jak być powinno) i chrupiące, soczyste szparagi. Nie od dziś wiadomo, że właśnie za takie proste, ale pełne wyraźnego smaku kompozycje świat kocha kuchnię włoską. 
Chociaż lista deserów jest krótka i zdecydowanie nienowatorska (to,co wszędzie), skusiliśmy się na trzy słodycze. Panna cotta (14PLN) była chyba zbyt wcześnie wyjęta z lodówki, ponieważ mocno trzęsła się na talerzu - osobiście wolę tę ponadczasową królową włoskich deserów w bardziej zwartej, kremowej formie. Bardzo słodka, bardzo śmietankowa, oczywiście (jak wszędzie) z sosem malinowym i miętą. Oprócz konsystencji deser udany. 
Zupełnie nie porwały mnie lody waniliowe z pieprzem (16PLN) - słodki zlepek z ogromną ilością tłustej śmietany, do tego - jakby słodkości było mało - sos karmelowy. Grubo mielony pieprz nie zdołał tego przełamać. Nie jestem fanką, ale wiem, że są tacy, którzy się w ekstremalnych słodyczach kochają i do takich osób zapewne ten deser jest kierowany.
Spora porcja tiramisu (14PLN) według jedzących była udana, ale tu również zachwyt był umiarkowany. 

Jak w wielu miejscach w Krakowie, w Corleone spotkaliśmy się z obsługą technicznie poprawną, ale bardzo mechaniczną. Przynieść, posprzątać i pójść, a z ludźmi wymienić możliwe najmniejszą ilość słów. Na dania nie czekaliśmy długo, były podawane równo, ale zabrakło takiego zwykłego, ciepłego uśmiechu, odrobinki naturalnej atencji, która w kontaktach z klientem (obojętnie w jakiej branży) jest podstawą.

Do Corleone warto się wybrać na makaron, na owoce morza. Szczególnie w piękny, letni wieczór. Może to miejsce nie trafi do moich topowych adresów, ale z pewnością warto je zapamiętać. Mimo śmiesznego Vito Corleone przy wejściu, mimo przeciętnej obsługi Corleone ma w sobie to 'coś'. Specyficzny klimat włoskiej, gwarnej trattorii gdzieś na nadmorskiej prowincji. Jesteśmy na tak, polecamy!

JEDZENIE: 7/10
OBSŁUGA: 6/10
WYSTRÓJ: 7/10
CENY: 8,5/10

Ocena ogólna: 7/10













xoxo
Magda

2 komentarze:

  1. Ja do Corleone trafiłam kilka miesięcy temu podczas Restaurant week.
    To był mój pierwszy ... i ostatni raz.
    Obsługa - kompletnie niezainteresowana nami, zero pytań o napoje, wino itd itd.
    A jedzenie - może miałam pecha ... może kucharz miał zły dzień ... ale nie smakowało kompletnie nic ani mnie ani towarzyszom.
    Kalmary jak guma .... sernik ( pieczony ) podany na ciepło ( jak odgrzewany ), tiramisu dyniowe jak ciepły budyń bez smaku ...
    Szkoda. Prędko drugiej szansy niestety nie dam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie przez wzgląd na takie doświadczenia jak Twoje zrezygnowaliśmy z odwiedzania restauracji w ramach Restaurant Week. Inicjatywa jest oczywiście bardzo fajna, ale za często spotykaliśmy się z nieciekawą 'masówką' podczas tego wydarzenia. Odgrzewane potrawy, dziwne podejście obsługi do gości RW (zjedzcie i idźcie szybko), często małe, niepełne porcyjki niewarte nawet tych niewielkich pieniążków.
      Co do Corleone - tam ktoś rzeczywiście potrafi dobrze gotować, bo makarony były wybitne. Myślę, że Twoje złe doświadczenia można wytłumaczyć właśnie tym dziwnym podejściem niektórych restauracji do gości Restaurant Week'a.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń