poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Zazie Bistro

ADRES: Józefa 34, Kraków
KUCHNIA: francuska
ZAKRES CEN DAŃ GŁÓWNYCH: 31-41PLN
W INTERNECIE: facebook | www











Chociaż kuchni francuskiej u nas jak na lekarstwo ta która jest radzi sobie całkiem nieźle. No bo który krakowski smakosz nie słyszał o Zazie? To miejsce znane, nagradzane i chwalone od lat. Można by rzec: pewniak. Chociaż młodsze dziecko szefa kuchni (Karakter) to nie jest nasza bajka, do Zazie weszliśmy z wielkimi nadziejami na francuską ucztę roku.

Bistro jak to bistro zbyt potężne nie jest, dlatego dobrze zrobić wcześniej rezerwację. Kiedy my dzwoniliśmy telefon nie odpowiadał, ale nie było problemu z kontaktem przez Facebook i w ten sposób dokonaliśmy rezerwacji kilka godzin przed wizytą. Wystrój jakoś nie trafił w nasze gusta. Ciemno nawet w letni dzień, dużo przytłaczającej szarości, przywiędłe bukiety na stołach... Jest trochę smutno. Na romantyczną randkę bym tu nie przyszła. Poza tym wnętrzu przydałoby się małe odświeżenie - podrapane i ochlapane ściany może i świadczą o codziennej nawałnicy gości, ale nie robią na nich najlepszego wrażenia. Poza tym jest głośno. Na sali wyraźnie słychać prawie wszystko z kuchni (latające sztućce, krzyki, śmiechy i przekleństwa) co raczej przeczy klimatowi sennego, paryskiego bistro bardziej przypominając knajpkę z włoskiego południa.

Menu jest bardzo rozbudowane i zapisano je w formie, którą lubię. Wszystko na jednej dużej karcie zgrabnie i czytelnie pozbierane w kategorie.
Wśród ośmiu przystawek mamy na przykład pasztet paryski z wątróbki z suszonymi śliwkami moczonymi w armaniaku i kruszonymi pistacjami lub terrinę z foie gras i ozorka wołowego podawaną z radicchio, rukwią wodną, paloną cebulą i rabarbarem. Dalej są zapiekanki ziemniaczane (np. ragout z gęsich żołądków, pomidorów i warzyw), sałatki (np. z krewetkami, cukinią, pomidorowym pistou i camembertem w cieście filo, prażonym słonecznikiem i oliwą), bagietki (np. z karkówką, puree z topinamburu, korniszonem, cebulą w tempurze i cheddarem) tarty (np. serowa z roquefortem, camembertem i ementalerem z sałatką z pomidorkami z pieca i anchois), mule na cztery sposoby i dwie zupy. No i dania główne; wołowina po burgundzku z ziemniakami gratin i sałatą lub pstrąg podawany na bisque ze skorupiaków z kluseczkami z polenty, kalmarami z patelni i pesto z czosnku niedźwiedziego. Cztery desery, a jednym z nich są trufle z kremu kokosowego i cantucci w likierze kawowym z wiśniami i jabłkami. Warto też zerkać na tablicę nad barem, bo tam znajdują się dodatkowe dania dnia.
Generalnie każdy region Francji w tej karcie jest, a wszystko brzmi dobrze i wykwintnie.
Karta alkoholi również nie zawodzi. Jest kir i dużo dobrego wina.

Ciężko było wybrać, ale w końcu decyzje zapadły i jako pierwsze na stole stanęły przystawki; krem z raków z mięsem ze ślimaków w maśle czosnkowym i bagietką creme fraiche z kozim serem (19PLN) oraz suflet serowy z łososiem gravlax, awokado, cukinią cytrynową i konfiturą z moreli (21PLN).
Krem był ciężki. Nie, że zły, bo lubię takie mocne historie na talerzu, ale trochę nie tego się spodziewałam myśląc o delikatnym, rakowym mięsku zwłaszcza, że w tym daniu pojawiły się jeszcze śmietana, kozi ser i ślimaki w maśle (bardzo dobre ślimaczki z resztą). Krem słony i wyrazisty, dodatki też... Trochę mnie to przytłoczyło. Rozmoczony plaster bagietki nie pomógł w odczarowaniu tego dania, bo fanką mokrego pieczywa zdecydowanie nie jestem.
Za to suflet serowy był fajny od A do Z. Wilgotny w środku i mimo, że z sera to lekki i przyjemnie podkręcony delikatnymi przyprawami. Z łososiem zgrywał się cudnie, a całość idealnie wpasowała się w sam środek lata.
Danie główne - pierś z kaczki z raviolo z farszem ruskim w sosie z zielonego pieprzu (35PLN) to był dobry pomysł. Mięso w punkt, różowe w środku i na ten właśnie smak dzikiego drobiu liczyłam. Chociaż miękkość ok jak na możliwości kaczuchy medium rare i tak ciężko było ją pokroić i tu Zazie łapie duży minus za tępy nóż. Ciekawostką był ruski farsz, ale jednak w parze z tym rodzajem mięsiwa nie do końca mi się zgrał. Za to ciasto pierożka super; jajeczne, pełne. Sos pieprzowy okazał się lekkim, śmietanowym, dobrym dodatkiem do całości.
Niestety z drugą potrawą główną tego wieczoru przestrzeliliśmy. Bavette z puree rozmarynowym, szpikiem kostnym z anchois i grillowanymi pomidorkami (41PLN) można zdefiniować w trzech słowach: tłusto, gorzko, twardo. Bavette, czyli po naszemu łata wołowa to niedoceniane i smaczne mięso, ale pod warunkiem, że jest odpowiednio dopieszczone przed podaniem. Kiedy długo popływa w marynacie będzie kruche i pełne wołowego smaku. Nasze niestety było smutną podeszwą i całe szczęście, że tu pojawił się nóż do steków, bo inaczej nawet byśmy się do niego nie dobrali. Rozmaryn lubimy, ale tak jak wszystko - z umiarem. Nie sądziliśmy, że puree rozmarynowe musimy wziąć aż tak dosłownie. Co za dużo... to za gorzko, niestety. No i ten nieszczęsny szpik w roli sosu zatopił wszelkie nadzieje dla tego talerza. Liczyliśmy na charakterny akcent, a było go całe morze. Anchois jeśli gdzieś były to utonęły, bo ich nie zlokalizowaliśmy.
Nie wiem co nas podkusiło, ale na deser zamówiliśmy lody rozmarynowe z bezą i sosem z owoców leśnych (14PLN). To chyba wciąż żywe wspomnienie tych lodów z Albertiny (ach, jakie były dobre!)... Teraz już mamy dowód, że to zioło w Zazie rzeczywiście brane jest bardzo dosłownie. Na szczęście gorycz w czystej postaci uratowała słodziutka beza. Ale takie kontrasty na jednym talerzu to dla nas za dużo.
Za to ostatni deser wzięty z tablicy dań dnia był przemiłym, przepysznym zaskoczeniem. Biała czekolada rozpuszczona na mus, lekko przymrożona od góry orzeźwiającym sorbetem kokosowo-limonkowym (14PLN) to będzie do tej pory deser numer jeden w tym roku. Dla przełamania słodyczy kwaśne owoce leśne. Super!
Piliśmy całkiem fajne lemoniady (11PLN) i kir royal (12PLN). Kir był pyszny, a do wszystkich napojów dorzucono troszkę przysuszone płatki fioletowych kwiatów polnych (niejadalne, więc nie do końca rozumiem ich obecność).

Obsługa prawie jak wszędzie w Krakowie; lekko pogrążona w chaosie, automatyczna. Odebrać zamówienie, zanieść dania, pozbierać co puste i tak to się kręci bez emocji, na szybko, na sucho. Niby wszystko w porządku. Z naciskiem na niby.

Z całym szacunkiem do nagród i tytułów szefów kuchni Zazie Bistro - nie na taką francuską ucztę liczyliśmy. Za ciężko, za dużo kombinacji. No i ta skrzywdzona łata... Nie zgodzimy się w kwestii większości smaków i połączeń na talerzu co podkreślam - jest naszą subiektywną opinią. Ale zajrzymy za jakiś czas, bo może być tak, że upodobania kulinarne nam ewoluują, coś w nas pęknie i zapałamy miłością do Zazie (i do Karakteru przy okazji) :)

JEDZENIE: 4/10
OBSŁUGA: 6/10
WYSTRÓJ: 5/10
CENY: 7/10

Ocena ogólna: 5,5/10










xoxo
Magda




1 komentarz:

  1. Niewiele jest miejsc w Krakowie, gdzie można spróbować kuchni francsukiej. To wygląda na ciekawą propozycję

    OdpowiedzUsuń