poniedziałek, 3 października 2016

Zielone Tarasy



ADRES: Aleja Juliusza Słowackiego 64, Kraków
KUCHNIA: europejska, włoska, polska, fusion
ZAKRES CEN DAŃ GŁÓWNYCH: 13-39PLN
W INTERNECIE: facebook | www








Jako miłośniczka pięknych widoków podczas jedzenia już dawno chciałam odwiedzić to miejsce. Restauracja znajduje się na piątym piętrze kamienicy-biurowca przy krakowskich Alejach i dysponuje rozległym tarasem, z którego możemy podziwiać dachy, ulice i historyczne budowle, a przy dobrej pogodzie nawet Tatry. Czym oprócz świetnej lokalizacji mogą pochwalić się Zielone Tarasy? Koniecznie należało sprawdzić ich kuchnię.

Ze względu na porę roku nie mogliśmy już skorzystać ze stolików na zewnątrz, ale przy okazji dokładnie przyjrzeliśmy się temu miejscu. I widok jest naprawdę imponujący! Cały taras zresztą, pełen doniczkowych roślin i ciemnego drewna tworzy atmosferę nadzwyczaj przyjemną i wręcz stworzoną na romantyczną randkę, czy biznesowe spotkanie z widokiem na piękny Kraków. Tutaj możemy zatrzymać się na chwilę i z góry popatrzeć na szybkie życie krakowskich ulic uciekając od zgiełku miasta.
Zajęliśmy miejsce w oranżerii, gdzie tarasowy czar niestety pryska. Wnętrze jest zupełnie nieciekawe, surowe, puste. Zdecydowanie bar, daleko od resto. Duże i ciężkie, proste stoliki bez żadnego nakrycia i zerowy wystrój nieprzyjemnie kontrastują z tym co jest na zewnątrz. Gdybym miała wybrać się tu drugi raz to tylko w sezonie wiosenno-letnim, by zająć stolik na powietrzu.

Zielone Tarasy chwalą się w menu swoim credo, które stanowi o kuchni sezonowej i zdrowej, z naturalnych składników, bez sztucznych przypraw i bez mikrofalówki. Sporo jest potraw wegańskich i wegetariańskich. Od poniedziałku do piątku w godzinach lunchowych serwowane są zestawy obiadowe w trzech odsłonach. Jest też kilka śniadań podawanych do południa. Nie da się nie zauważyć, że profil restauracji skierowany jest w stronę pracowników okolicznych firm. Ze względu na późną porę musieliśmy wybrać coś z regularnego menu, które jak dla mnie jest mało ciekawe. Znajdują się w nim trzy zupy, przekąski (bruschetta, chipsy z chorizo), sałatki, proste dania z mięs i ryb (schabowy, łosoś na parze). Jest kilka makaronów, pizza, naleśniki wytrawne i ułamek kuchni meksykańskiej - tortilla i buritto. Desery są trzy, chociaż do tej kategorii zaliczono również owocowe koktajle.

Na początek zamówiliśmy zupy. Krem z kukurydzy i imbiru z chorizo (11PLN) okazał się być kremem tylko z kukurydzy, bez śladu imbiru przez co był dość... dziecinny. Gęstą, zbyt łagodną w smaku zupę ratowało chorizo, które pasowało tutaj świetnie i kontrastowało z kukurydzianą papką bez wyrazu. Szkoda tylko, że było go niewiele. Gdyby plasterków pływało w zupie trochę więcej mogłaby się ona nawet podobać. 
Z drugą zupą było zdecydowanie gorzej. Krem pomidorowo-paprykowy z pesto bazyliowym (11PLN) był stworzony zapewne głównie z kiepskiej jakości przecieru pomidorowego. Być może gdzieś w tle przebijała się papryka z proszku, ale na podniebieniu czuć było tylko pomidorowy kwas (padło podejrzenie, że ta zupa w ogóle jest skwaszona) pomieszany ze sporą ilością suszonej bazylii. Jedzący ze względu na wysoką tolerancję dla kulinarnych dziwactw tę zupę zjadł, ale ja miałam dosyć po spróbowaniu dwóch łyżek. Po zapewnieniach o naturalnych składnikach spodziewałam się w tym kremie zblendowanych świeżych pomidorów i papryki, a otrzymałam koszmarnie kwaśny twór z półproduktów. Oj, nieładnie... 

Na danie główne zamówiliśmy pizzę. Twierdzimy, że ten popularny, niby prosty włoski placek może dużo powiedzieć o jakości kuchni, która go serwuje - sekretem udanej pizzy zawsze są bowiem dobre składniki. Wybraliśmy największą, 50cm o nazwie Kura Piri-Piri (34PLN) z kurczakiem, czerwoną fasolą, kukurydzą i papryczkami piri-piri. I cóż... naiwna byłam sądząc, że po zupie pomidorowej w tym miejscu można jednak zjeść coś dobrego. Pizza była kwintesencją tego czym być nie powinna i gdyby zobaczył ją jakiś Włoch dostałby ataku śmiechu. Albo by się popłakał, bo tego typu placek jest profanacją jego narodowego dania. O ile ciasto było całkiem ok - cienkie, nieprzepieczone, tak składniki na nim zniszczyły wszystko. Śladowa ilość przecieru wyschniętego w piecu na wiór miała chyba pełnić rolę bazowego sosu pomidorowego. Na każdej pizzy znajduje się też mozzarella, która na tej naszej pomieszana została z jakimś okropnym, tanim, żółtym serem, z którego powstała sucha skorupa. Nie pierwszej świeżości, twardy kurczak z dziwnym, białym nalotem również do tej skorupy należał i był kompletnie niezjadliwy - po spróbowaniu jednego kawałka pozbyłam się reszty z mojej porcji, ponieważ jego zjedzenie (bądź co bądź to w końcu mięso) mogło być niebezpieczne dla zdrowia. Reszta składników - kukurydza, fasola i papryczki tylko wtórowały wspomnianej reszcie, ponieważ ewidentnie pochodziły z najtańszych, marketowych puszek. Na szczęście było ich niewiele. Na podsumowanie dodam, że do tej pizzowej masakry podano nam ketchup Heinz w saszetkach. W sumie może to i lepiej, bo poznając standardy Zielonych Tarasów zamiast domowego sosu pomidorowego otrzymalibyśmy skwaszony koncentrat.
Po 'zmęczeniu' jednego kawałka poprosiliśmy o opakowanie na wynos. Jako zagorzała przeciwniczka marnowania jedzenia miałam zamiar dodać w domu swoje składniki i jakoś uratować ten koszmarek przed śmietnikiem - jak już wspomniałam ciasto było w porządku. Niestety ostatecznie większość i tak wylądowała w koszu. 

Wciąż się nie poddając postanowiłam zamówić jeszcze deser, bo może chociaż coś słodkiego da się tu zjeść? Niestety nie udało mi się tego sprawdzić, ponieważ odmówiono mi podania panna cotty z powodu zamknięcia kuchni. Właśnie wybijała godzina 20, a lokal jest czynny do 21. Rozumiem, że kuchnia zamykana jest wcześniej, ale panna cotta jest podawana na zimno po przygotowaniu jej kilka godzin wcześniej i wymaga jedynie wyłożenia na talerz, kiedy ktoś ją zamawia. Było by fair, gdyby wzmianka o tak wczesnym zamknięciu kuchni i braku możliwości zjedzenia czegokolwiek o godzinie 20 znajdowała się w menu, ale takowej nie ma. Być może o 20 w Zielonych Tarasach nie można już zamówić herbaty, bo przecież trzeba zagotować wodę, a kuchnia nieczynna... Poczułam się wyproszona z lokalu. I to był gwóźdź do trumny - restauracja w centrum miasta odmawia obsługi gości o godzinie 20 i z niecierpliwością wyczekuje na opuszczenie lokalu. Nie sądziłam, że w Krakowie kiedykolwiek spotkam się z czymś takim. Bardzo szanujemy ludzi pracujących w gastronomii, dlatego zawsze staramy się zmieścić swoją wizytę w godzinach otwarcia lokalu, nigdy nie zostając dłużej. Tutaj jednak do zamknięcia pozostała cała godzina.

W ogóle przez całą naszą wizytę obsługa pozostawiała wiele do życzenia. Weszliśmy niezauważeni, długo czekaliśmy na podanie kart i przyjęcie zamówienia. Kelnerki ograniczały się jedynie do przyniesienia jedzenia i położenia go na stole unikając kontaktu (nawet wzrokowego) z gościem. Oczywiście nikt nie zauważył, że po zjedzeniu kawałka zamówionej pizzy już dłuższy czas rozglądamy się za obsługą, trzeba było więc podejść do lady barowej. Mimo, że znajdowała się tam kelnerka i widziała, że czekamy zwróciła na nas uwagę dopiero po kilku minutach zajmując się wcześniej chyba przeliczaniem kasy. Czuliśmy się jak intruzi. Pospiesznie opuściliśmy więc to miejsce w drodze powrotnej rzucając jeszcze okiem na jego zmarnowany potencjał - piękny widok na miasto z tarasu. 

Przede wszystkim poczuliśmy się oszukani. Zupełnie nie to miało znaleźć się na stole według credo Zielonych Tarasów. Miało być zdrowo, ze świeżych, sezonowych produktów, miało być pysznie i lekko. A była kuchnia rodem z przydrożnego zajazdu lub zapomnianego baru sprzed lat. To była najgorsza zupa pomidorowa i najgorsza pizza jakie w życiu jadłam. Mimo całej sympatii dla tarasowych widoków zupełnie nie mam ochoty tam wracać skoro dwie z trzech próbowanych potraw sięgnęły kulinarnego dna. 
Naszym zdaniem to miejsce nadaje się tylko na piwo/drinka/sok. Jedzenia z całą pewnością nie polecamy.

JEDZENIE: 1,5/10
OBSŁUGA: 2/10
CENY: 5/10*
WYSTRÓJ: 5/10**

Ocena ogólna: 2/10







*Mimo, że ceny wydają się być niskie jakość produktów sprawia, że również ta ocena spada w dół. Za całą kolację zapłaciliśmy 70PLN - jest w Krakowie wiele miejsc, gdzie za tę cenę można zjeść zdecydowanie lepiej.
**Taras jest zachwycający i zasługuje na 10pkt, ale braliśmy pod uwagę również wnętrze lokalu, dlatego ocena i tu spadła o połowę.


Magda


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz