poniedziałek, 5 czerwca 2017

Pod Norenami

ADRES: Krupnicza 6, Kraków
KUCHNIA: azjatycka, wegańska, wegetariańska
ZAKRES CEN DAŃ GŁÓWNYCH: 25-33,50PLN
W INTERNECIE: facebook | www





Pod Norenami bywałam kiedyś często ze względu na ciekawą, intrygującą kuchnię, którą tworzy znany i poważany szef Paweł Albrzykowski. Imponujące, wieloletnie doświadczenie zdobyte w Azji pan Paweł postanowił wykorzystać w pełni autorskim projekcie i tak w 2013 powstało Pod Norenami na Krupniczej. Pamiętam z poprzednich wizyt, że kuchnia rzeczywiście była niezwykła, ale niestety pamiętam też obsługę, która skutecznie odstraszyła mnie od tego miejsca na bardzo długo i w moim prywatnym rankingu zasługiwała na miano najgorszej w mieście. Po latach wróciliśmy z nadzieją, że coś się w tej kwestii zmieniło. Poza tym gdzieś z tyłu głowy cały czas miałam te intrygujące ''mięsne'' wynalazki sprytnie wplecione w kuchnię wegetariańską w azjatyckim wydaniu. 

Wystrój nawiązuje do azjatyckich tradycji. Są noreny, smoki, bliskowschodnie obrazy, drewniane parawany. Pierwsza jaśniejsza sala przeznaczona jest raczej na szybki lunch. Druga ciemniejsza ma wręcz tajemniczy, spokojny klimat przywodzący na myśl tradycyjną restaurację chińską lub koreańską. Wystrój wraz z przemyślanymi detalami kiedyś był ładny i przyjemny. Teraz wnętrze nagdryzł ząb czasu. Obdarte kanapy i przyniszczone drewniane meble nie sprawiają najlepszego wrażenia i ewidentnie przydałby się tu powiew świeżości w postaci małego remontu.
Nam trafiło się miejsce w pierwszej sali, niestety chyba najmniej komfortowe w całym lokalu. Maleńki stolik ciasno wciśnięto pomiędzy dwa inne przez co słyszeliśmy nawet oddechy jędzących obok gości. Dodatkowo przypadło mi w udziale miejsce na maksymalnie niewygodnej, dziwnie niewymiarowej kanapie (o oparciu się podczas jedzenia można zapomnieć, a osoby niskie siedząc na tym będą mieć nóżki w powietrzu).

Od początku gwiazdą dość rozbudowanego menu jest ''mięso''. ''Mięso'', czyli seitan (wegetariański twór ze zboża, ziarna, warzyw i wodorostów do złudzenia przypominający prawdziwe mięso). Są sajgonki z ''mięsem'', zupa pho z ''wołowiną'', ''kurczak'' w sezamie z sosem śliwkowym lub gong bao. Sporo jest dań z wykorzystaniem innego wegańskiego zamiennika mięsa, czyli tofu. Jak na azjatycką restaurację przystało nie mogło zabraknąć smażonych makaronów (pad thai, bami goreng), dań z ryżem i curry (żółte, zielone, czerwone). Nie pominięto nawet kuchni arabskiej (hummus, falafele). Sporo miejsca w karcie zajmuje sushi, oczywiście wegetariańskie (między innymi nigiri z bakłażanem lub grzybami shitake, uramaki ze smażonymi na maśle szparagami). W porze lunchowej można zamówić bento lub mniej znany u nas obiadowy zestaw indyjski thali. Sekcja deserów z perspektywy reszty bogatej, kreatywnej karty wygląda tak, jakby na słodkości zabrakło już weny. Mamy tu dziwną wariację na temat wiedeńskiego pishingera (z japońskim i włoskim akcentem), czy malinowe brownie.
Gdyby komuś było mało można zainteresować się wkładką sezonową inspirowaną konkretnym krajem (teraz jest to Japonia, poprzednio była Malezja). My jednak nie otrzymaliśmy tej dodatkowej karty podczas ostatniej wizyty.

Kolację rozpoczęliśmy od mojej ukochanej tajskiej zupy tom yum gai (15,50PLN) z kurczakiem (oczywiście sztucznym). O ile ''mięso'' nie zawiodło, było miękkie, soczyste, smaczne i do złudzenia przypominało kurczaka tak sama zupa niestety rozczarowała. Nie była ani kwaśna, ani ostra. Była za to słodka, a raczej przesłodzona. Nie wiem czy to za sprawą (być może skondensowanego) mleczka kokosowego, czy może swój udział miał w tym cukier palmowy. Z charakterystycznym aromatem tom yum to danie miało niewiele wspólnego. Dodatkowej, niepotrzebnej słodyczy dodawał groszek cukrowy, którego nigdy w tej zupie jeszcze nie spotkałam. Gdzieś w tle przebijał się jedynie aromat liści limonki, ale to zdecydowanie za mało, by uznać tę zupę za choćby zbliżoną do oryginału.
Drugim starterem były chińskie pierożki jiaozi (19,50PLN) z ''wołowiną'', grzybami shitake i warzywami. Ciasto było idealne, cieniutkie i delikatne. Farsz niestety okazał się nieciekawy do tego stopnia, że już zapomniałam jak smakował, mimo, że próbowałam go zaledwie kilka dni temu. Jeśli zapomina się smaku dania zawsze oznacza to jedno: smaku zabrakło. Zabrakło przypraw, aromatu. Do pierożków podano zwykły sos sojowy. 
Dalej był ramen z ''wołowiną'' (25,50) i zestawem klasycznych dodatków (jajko, nori, shitake, bambus). Tutaj na szczęście aromatu nie zabrakło, bulion zachwycał mocnym smakiem grzybów i warzyw, do tego dobrej jakości klasyczny makaron ramen i mnóstwo azjatyckich skarbów natury. Super! Taki ramen uwielbiamy. Najsłabszym punktem dania okazała się jednak ''wołowina'', która jako jedyna na talerzu nie prezentowała żadnego konkretnego smaku, a z tą prawdziwą łączył ją jedynie kolor. Być może dla wegetarian to swego rodzaju rarytas i ciekawostka... O ile ''kurczak'' naprawdę daje radę, tak ta ''wołowina'' dla mięsożercy będzie tylko kiepskim substytutem. 
Ostatnim naszym daniem był dan dan mian (28,50), czyli syczuański makaron pszenny smażony z ''wołowiną''. Do tego pikantne pikle char chai, świeży ogórek i ostry sos na bazie chilli, pieprzu syczuańskiego i pasty sezamowej. Brzmiało fajnie, lecz w rzeczywistości była to po prostu micha żółtego makaronu z rzadkim, słonym (lecz wcale nie ostrym) sosem zgromadzonym na dnie. Pojawiło się ''mięso'', które ponownie nie zachwyciło chociaż w połączeniu z dość wyraźnym sosem było całkiem ok. Do tego słono-ostre, ciężkie pikle - jak najbardziej moja bajka, przełamane świeżym ogórkiem. Danie w porządku, ale raczej nie zamówiłabym go po raz drugi. 
Wszystkie dania podano w tradycyjnej, azjatyckiej zastawie chociaż sama prezentacja (na przykład pierożki staromodnie ułożone na sałacie, czy ramen w zdecydowanie za małej miseczce) pozostawiała wiele do życzenia. 

Jak już wspomniałam dawniej obsługa skutecznie odstraszyła mnie od kolejnych wizyt Pod Norenami. Po każdej wizycie wychodziłam poirytowana arogancją i brakiem profesjonalizmu kelnerek. Teraz na szczęście jest lepiej, chociaż niestety tylko nieznacznie. Stolik zarezerwowaliśmy dzień wcześniej. Podczas rozmowy zostaliśmy poinformowani, że nie da się rodzielać rachunku (co w większości restauracji nie stanowi kłopotu) oraz, że nasza wizyta nie może przekroczyć dwóch godzin... Dopiero wyrażając wyraźną zgodę na te 'warunki' mogliśmy dokonać rezerwacji. 
Stolik rezerwuje się po to, by bez przeszkód otrzymać wygodne miejsce. My jednak otrzymaliśmy w moim mniemaniu najgorsze z maleńkim półstolikiem i z dziwną, niewygodną kanapą mimo, że w tym dniu nie było obłożenia i spokojnie można nas było ulokować w drugiej sali z normalnymi meblami. 
Całe szczęście dla nas kelnerka była miła, ponieważ nie zadawaliśmy dodatkowych pytań przy zamówieniu. Pani siedząca obok nie miała już tyle szczęścia, ponieważ pokusiła się zapytać o dania. Wtedy w głosie kelnerki dało się słyszeć nieukrywaną irytację. Inni goście musieli walczyć o atencję obsługi starając się złapać jakikolwiek kontakt, by poprosić o podanie rachunku. Jak widać Pod Norenami wciąż nie przywiązuje się dużej wagi do obsługi klienta, niestety.

Ostatecznie nie wyszliśmy zadowoleni. Liczyliśmy na coś ekstra, na kreatywne połączenie nowoczesnej kuchni wegetariańskiej z azjatycką tradycją, którą uwielbiamy. Tu jednak czegoś brakuje, dania są nierówne i mam wrażenie, że dawniej było pod tym względem lepiej, a teraz kuchnia osiadła na laurach marnując troszkę swój potencjał, który niewątpliwie ma doświadczony szef kuchni. I jeszcze ceny - niby niskie, ale jak za dania wegetariańskie w porcjach dość małych to jednak trochę wysoka półka cenowa. Do tego biorąc pod uwagę wciąż kiepski poziom obsługi raczej nie pojawimy się tam ponownie w najbliższym czasie. 

JEDZENIE: 5/10
OBSŁUGA: 3,5/10
WYSTRÓJ: 6/10
CENY: 6,5/10

Ocena ogólna: 5/10






xoxo
Magda



3 komentarze:

  1. Dla mnie totalna bzdura. Kilka dni temu byliśmy powownie tym razem z Australijczykiem, który takie jedzenie ma u siebie oryginalne z mięsem i najlepszej jakości. Potwierdził jak genialne są tu dania! My jemy regularnie co jakieś 2-3 miesiące - mieszkamy za daleko aby częściej i za każdym razem jesteśmy zachwyceni. Obsługa genialna, miła, tłumaczy cierpliwie. Nigdy nie spotkało nas nic innego (może po prostu też jesteśmy mili i kulturalni) a nie nafochowani bo meble bo miejsce bo to bpo tamto. Wystarczyło powiedzieć, że chcecie usiąść gdzie indziej. My nigdy nie robimy rezerwacji. Raz się może zdarzyło, że tzreba było poczekać ale teraz mają nawet siedzenia na "zewnątrz" z tyłu. Jefdzenie pikantne idealnie w sam raz, wszystko świeże, genialnie skomponowane przyprawy, rozpłtywające się w ustach. Ramen genialny, dania z głównych , które najczesciej zamawiamy wybitne. Wystrój fajny - nie wiem jak można się nawet tego czepiać... teraz to każdy jest blogerem nawet jak nie ma pojęcia o czym pisze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Anonimie, dziękuję za komentarz i cieszę się, że Twoje wizyty Pod Norenami były udane. Każdy ma inne wymagania, oczekiwania i gusta, więc pozwólmy sobie na swobodne wyrażanie opinii zachowując przy tym wzajemny szacunek. Owszem, mam pojęcie o czym piszę - kuchnia, gotowanie i podróże kulinarne po całym świecie to od wielu lat moja największa pasja. Nigdy również nie zdarzyło mi się być niemiłą dla obsługi nawet, gdy z jej strony dochodziło do kuriozalnych sytuacji, dlatego Twoje uwagi w tym kierunku są nie na miejscu. Jeżeli blogerzy wywołują u Ciebie aż tyle (negatywnych) emocji to mam radę - nie czytaj mnie i nie denerwuj się, nie warto ;) Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  2. W sumie ja też byłam zadowolona

    OdpowiedzUsuń