poniedziałek, 2 lipca 2018

Taj

ADRES: Miodowa 19, Kraków
KUCHNIA: tajska
ZAKRES CEN DAŃ GŁÓWNYCH: 22-39PLN
W INTERNECIE: facebook | www










Tajskie knajpki z prawdziwego zdarzenia można w Krakowie policzyć na palcach jednej ręki. Bardzo nad tym ubolewamy, bo według nas to najlepsza na świecie kuchnia. Czym prędzej pobiegliśmy więc do nowo otwartej restauracji na Miodowej, gdzie rządzi aż siedmiu tajskich kucharzy, a i pierwsze zasłyszane opinie gości brzmiały obiecująco.

Zaskoczyło nas przede wszystkim wnętrze, bo często właściciele azjatyckich przybytków karmią oczy odwiedzających pstrokatością, kiczem i swoistym miszmaszem bibelotów związanych z kontynentem. Tu jest wręcz przeciwnie - nowoczesny, przemyślany design z wysmakowanymi akcentami w postaci tajskich obrazków na ścianach. I to w zupełności wystarczy, aby wiedzieć, gdzie i po co się jest. Super! W tak urządzonych wnętrzach czujemy się najlepiej. Przestrzeń jest ogromna i jedyne zastrzeżenie - w niektórych miejscach słabo doświetlona. Na szczególną uwagę zasługuje przepiękna, solidna, kolorowa zastawa.

Karta jest bardzo zgrabna. Wyselekcjonowano tajskie hity, które każdy miłośnik tej kuchni dobrze kojarzy. Nie przesadzono z ilością dań, by zachować oczekiwaną jakość produktów. I to nam się bardzo podoba! Zjemy między innymi sajgonki, zupę tom kha, sałatkę z mango z krewetkami i dressingiem chilli, owoce morza z woka, curry (żółte na bazie kurkumy, czerwone na bazie chilli - pasty robione własnoręcznie). Nie mogło zabraknąć pad thai, fajnie brzmi też pierś z kaczki w czerwonym curry z liczi, pomidorkami i ananasem. Na deser pudding z mango lub kokosa. Duży wybór napojów, w tym tajskie drinki virgin lub klasyczne, lemoniady, mrożone kawy.

Na początek dostajemy chrupiące, duże azjatyckie chipsy z prawdziwym, mocnym sosem rybnym. Mimo, że smażone w głębokim oleju są porządnie odsączone i lekkie. Fajne na start.
Koniecznie trzeba było spróbować naszej ukochanej zupy tom yum kung (17PLN). Oj, tak - to właśnie ten smak, który pozwala wrócić na nocne markety w Bangkoku. Kwaśny dzięki limonce, słodki przez optymalną proporcję mleczka kokosowego, z wyczuwalnym aromatem sosu rybnego, trawy cytrynowej i kolendry. Czuć, że  to danie wyszło spod wprawnej tajskiej ręki :) W zupie pływało 5 idealnych, jędrnych krewetek (zgodnie przyznaliśmy, że dawno nie natrafiliśmy w krakowskich restauracjach na ten owoc morza tak dobrej jakości), pomidorki koktajlowe i pieczarki, do których to akurat się przyczepię. W tej zupie o wiele lepiej prezentowałyby się straw mushrooms - jak najbardziej dostępne w PL bez większych problemów, a do tom yum im o wiele bliżej niż pieczarkom.
Dalej satay chicken (15PLN) - klasyk tajskiej kuchni ulicznej. Mięciutki, perfekcyjnie wygrillowany kurczak na patyczkach z zachwycającym sosem orzechowym. Ten sos to sztos - naturalny, głęboki w smaku, doprawiony jak trzeba. Wow! Do tej przystawki podawana jest jeszcze rześka sałatka z kilku warzyw.
Skusiliśmy się też na wołowinę w sosie z czarnego pieprzu (32PLN) podawaną z kolorową papryką i cebulką. Do tego porcja smażonego makaronu ryżowego z jajem (7PLN). Świetne mięso - takie w punkt, z charakterem. Miękkie i pełne aromatu. Warzywa też dobre; al dente, ale nie surowe. Gwiazdą talerza bezsprzecznie był wyrazisty, słono-ostry sos z pieprzu. To bardzo mocna pozycja w karcie, danie poprawne i pyszne, o którym potem się długo pamięta.
Jak nas znacie to wiecie, że nasze topowe tajskie danie to zielone curry i jak tylko jest gdzieś w karcie, to wiadomo, że bierzemy. Poprosiliśmy o wersję z kurczakiem (27PLN), domówiliśmy porcję ryżu jaśminowego (5PLN), który jak wiadomo do curry świetnie pasuje. Tajska, zielona pasta curry oryginalnie jest jedną z najostrzejszych na świecie. W tej restauracji jednak interpretacja tego dania jest dość luźna, ponieważ główną bazą są zioła - nie jest więc to danie pikantne prawie wcale. Ale za to jest bardzo słodkie. Dobre, inne, zaskakujące. Mimo wszystko wolę moje domowe, tutaj trochę zastrzeliła mnie ta słodkość (prawdopodobnie za sprawą cukru palmowego) i zabrakło oczekiwanej pikanterii. W misce soczysty kurczak - duże kawałki, więc danie jest syte. Trochę bakłażana i bambusa (z tym drugim też spotykam się w green curry pierwszy raz). Ciekawe doświadczenie.
Chociaż rzadko wspominam o napojach tutaj muszę, bo tajska lemoniada (10PLN) z limonką, chyba całym krzakiem mięty i sporą ilością chilli to petarda. Nie dość, że orzeźwia do granic możliwości to jeszcze podkręca jedzone potrawy. Opcją słodszą, ale równie przyjemną jest granita liczi-ananas (14PLN). Nie ma nic lepszego na ulgę w upalne lato.
Deser zabraliśmy na wynos, bo przecież nie mogliśmy wyjść bez klejącego ryżu z mango (15PLN), a zjeść na miejscu nie byliśmy już w stanie (wszystkie serwowane tu dania są potężne). Tak jak green curry na obiad, taki sticky rice na deser to nasze absolutne must have. Tutaj ten słodycz niestety nie przypadł nam do gustu. Wizualnie prezentował się pięknie (ale zdjęcia nie będzie, bo z ekscytacji zapomnieliśmy zrobić przed spróbowaniem:)) - karmelizowane wisienki, zgrabnie pokrojone, dojrzałe mango, kuleczki z mleka kokosowego. Ale sam ryż był kluchowaty, zbyt sklejony i zwarty. Niestety, to nie to. Chociaż do Taja pewnie zawitamy jeszcze nie raz, ulubionego deseru więcej nie zamówimy.

Obsługa bardzo dobra. Wiem, że piszę to rzadko, bo zazwyczaj jest albo przeciętnie, albo źle, ale tym razem z pełną świadomością - jest dobrze. Na początek miła pani oprowadziła nas po lokalu dając możliwość wyboru dogodnego miejsce. Potem nienachalnie pochwaliła się dokładną znajomością karty i tajskich smaków. Żadnych problemów technicznych podczas całego serwisu, a każdy kontakt z uśmiechem i naturalną uprzejmością. Świetnie, miło, oby tak dalej.

Chociaż są jeszcze nowi, Taj to mocny zawodnik na naszej gastro-mapie. Wszystko jest przemyślane; karta, wnętrze. Dania o bezdyskusyjnej jakości składników, szczere, tajskie tak po prostu - bez europeizowania. Z przyjemnością wpisujemy to miejsce na listę naszych ulubionych, gdzie będziemy wracać, by leczyć się z chandry. Bo takie jedzenie (i to w miłej atmosferze) zawsze wyzwala endorfiny :)

JEDZENIE: 9/10
OBSŁUGA: 9/10
WYSTRÓJ: 9/10
CENY: 9/10

Ocena ogólna: 9/10











xoxo
Magda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz