niedziela, 1 października 2017

Sissi Organic Bistro

ADRES: Krupnicza 3, Kraków
KUCHNIA: austriacka, europejska
ZAKRES CEN DAŃ GŁÓWNYCH: 26-45PLN
W INTERNECIE: facebook









Ulica Krupnicza to takie nasze małe zagłębie gastronomii niekonwencjonalnej, zdrowej, ciekawej. Bywały tu już różne knajpki. O niektórych słuch dawno zaginął, ale wciąż jest z czego wybrać. Spontanicznie weszliśmy do funkcjonującej od ponad 2 lat Sissi zachęceni ciepłym światłem bijącym ze środka, no i oczywiście potrzebą zjedzenia czegoś dobrego w ponury, jesienny wieczór.

No i już od progu zerka na nas malowana księżniczka, witają też wyeksponowane na stole dyplomy, rekomendacje i wystylizowane butelki wina. Wystrój to miszmasz staroci z nowoczesnością. Restauracja znajduje się w płytkiej piwnicy, jest więc cegła i marmury. Meble, kanapy stylizowane na dawne przeplatają się z nowoczesnymi, plastikowymi krzesłami przy niektórych stolikach i designerskimi lampami. Na ścianach wernisaż współczesnego, lokalnego artysty, no i Sissi wykonana metodą tradycyjną. Dużo świec, dużo wystawionych win, trochę świeżych kwiatów zgranych kolorystycznie z nakryciami. Tu zabieg powiększający z lustrami nawet się udał i robi dobre wrażenie. Zerknęliśmy przy okazji na ogródek letni w podwórzu i od razu zaczęliśmy żałować, że sezon się już skończył, bo jest tam naprawdę uroczo.

Menu Sissi to skrzętnie skrywana tajemnica, którą można poznać jedynie na miejscu (gdy po wizycie poprosiłam o udostępnienie karty w wiadomości prywatnej nie otrzymałam odpowiedzi). Gdyby nie wspomniany spontan zapewne byśmy się tu nie zjawili, ponieważ zawsze lubię sprawdzić wcześniej w internecie co w kuchni piszczy i przeważnie odrzucam miejsca, które są jedną wielką niewiadomą (pojedyncze posty czasem wrzucane w eter na FB się nie liczą). To z pewnością nikogo nie zachęca.
Tymczasem w karcie wieje nudą i to do tego stopnia, że pierwszy raz od dawna praktycznie nie miałam pomysłu na tę kolację. Co miesiąc zmienia się wkładka sezonowa (i za to plus, czerpanie z bieżących darów natury jest zawsze mile widziane). Na wrzesień przygotowano na przykład rosół z kaczki z pierożkami nadziewanymi kurkami i kaszą jaglaną i kaczkę na puree z dyni z gruszką i słonecznikiem w glazurze. W menu regularnym kilka bardzo podstawowych makaronów (arrabiata, carbonara). Wśród dań głównych nieśmiertelny i ukochany przez Polaków filet z kurczaka, krewetki z bagietką i chyba jedyna wyraźnie austriacka pozycja - sznycel z jagnięciny panierowany (czyli po wiedeńsku) z sałatką ziemniaczaną. Chociaż Austria daje pole do popisu cukiernikom tutaj na deser zjemy sernik bezglutenowy lub ciastko czekoladowe. Nihil novi, smutna powtarzalność.
Sissi stylizuje się również na winiarnię (no i super, dobrego wina nigdy nam za wiele), ale wina można zamawiać tylko na butelki (to już nie super, bo nie zawsze ma się ochotę na tyle trunku na raz) i to butelki w większości na bogatszą kieszeń. Jest jeden wyjątek na kieliszki (14PLN) - uniwersalne białe wino austriackie jednak ani bukiet ani nazwa po spróbowaniu nie zapadły nam w pamięć.

Ale to wino do przystawki pasowało pięknie. Ładnie skomponowana deska polskich serów zagrodowych (29PLN) spełniła oczekiwania i poniekąd sprecyzowała 'organic' w nazwie restauracji, bo czuć było po każdym z nich, że są rzemieślnicze, prawdziwe. Podhalański soczysty bundz i przyjemnie cierpka podlaska gouda to nasze faworyty. Podano je tradycyjnie, bez wydziwiania z tym z czym smakują najlepiej: żurawina, miód, orzechy. Był jeszcze koszyk pieczywa robionego na miejscu, ale chlebki niestety były z wczoraj.
Nasze dania główne chyba odczekały trochę aż skończymy z serami, bo przyszły niemal chłodne. I to właśnie zaszkodziło przede wszystkim tagliatelle z ragout z królikiem (31PLN). Pewnie jedzone kilka minut wcześniej byłoby o wiele smaczniejsze. Makaron (prawdopodobnie robiony na miejscu) zdążył zeschnąć z wierzchu i zaparzyć się od spodu. Nie było więc sprężystego al dente. A szkoda, bo sos z mięciutkim królikiem i naturalnym sosem z warzyw dawał radę.
O mojej kaszy jaglanej z pieczonymi warzywami (26PLN) nie mam zbyt wiele do powiedzenia, ponieważ była to po prostu micha kaszy z kilkoma niedopieczonymi warzywami (twarda, niemal surowa marchewka). Wrażenie uratował mocny aromat masła i czosnku, ale to i tak za mało, by w ogóle nazwać to proste jak drut danie restauracyjnym. Zamówiłam je, bo liczyłam na fajnie przygotowane warzywa upieczone porządnie z gamą przypraw, podane w ciekawy sposób. Niestety, nic z tych rzeczy. Warzyw było mało, a świeży szpinak, który pierwotnie miał znaleźć się w tym daniu nie dojechał na czas (mimo to cena dania bez zmian).
Deser wybraliśmy z wkładki wrześniowej (14PLN). Jędrne śliwki z kardamonem i wanilią uzupełniały kruche ciastka maślane (ciut przepieczone, ale smaczne), diabelnie tłusta i dlatego dobra słodka śmietanka ze wsi i zacny sos z porto. W całości tworzyło to fajną, jesienną kompozycję.

Serwis niestety niezgrany, bo jak już wspomniałam nasze dania główne przygotowano zdecydowanie za wcześnie przez co przyszły już prawie zimne. Rozumiem, że może zdarzyć się to przy pełnej sali, ale przez większość wizyty byliśmy jedynymi gośćmi. Obsłudze kelnerskiej zabrakło serdeczności i uśmiechu, mieliśmy więc do czynienia ze zmorą krakowskiej gastronomii - podawactwem zwyczajnym. Zabrakło też podstawowego przeszkolenia - wino przyniesiono nam już w kieliszkach, a powinno być do nich lane przy nas (nieakceptowalne w miejscu, które aspiruje na dobrą winiarnię i wino stawia w każdym kącie).

Być może to miejsce czasy świetności ma już za sobą, a może dopiero przed... Chociaż wystrój w niektórych momentach dyskusyjny jest tu pewien przyjemny klimat, są świeże i porządne produkty wybierane nieprzypadkowo. Ale nie ma ciekawej karty, przeszkolonego personelu i przede wszystkim jedzenia, na które chce się tu wracać (bo micha samej kaszy z pewnością nikogo nie porwie). 

JEDZENIE: 4/10
OBSŁUGA: 4/10
WYSTRÓJ: 7/10
CENY: 7/10

Ocena ogólna: 5,5/10







xoxo
Magda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz