poniedziałek, 17 lipca 2017

Bar Tajski.pl

ADRES: Kazimierza Wielkiego 142, Kraków
KUCHNIA: tajska
ZAKRES CEN DAŃ GŁÓWNYCH: 16,90-28,90PLN
W INTERNECIE: facebook | www










Wciąż z utęsknieniem czekam na porządną, tajską kuchnię w Krakowie! Kiedy dotarły do mnie wieści o nowo otwartym Barze Tajskim z entuzjazmem rozpoczęłam testy. Przecież to moja najulubieńsza ze wszystkich kuchnia! Specjalnie, by się nią zajadać kilka miesięcy temu pokonałam ponad osiem tysięcy kilometrów... Jakże cudownie by było mieć u siebie chociaż cząstkę tych smaków!

Miejscówka jest z dala od centrum, niewielka i ładna. Minimalistycznie urządzona z wielkim panelem zieleni nad barem delikatnie nawiązuje do egzotycznych klimatów, ale absolutnie nie jest przaśna. Cegła ociepla pomieszczenie, a stoły zwykłe, ale estetyczne pasują do reszty mebli. Wszystko się z sobą zgrywa i jest ok. To dowód na to, że nie trzeba nie wiadomo jakich środków i ozdób, by urządzić wnętrze ładnie i nowocześnie. Bez kiczu, bez nadęcia.
Jest to bar, więc i zwyczaje barowe - zamawia i płaci się przy ladzie (wybierając dania z czytelnego menu na prostej kartce papieru), z lady odbiera się zamówienie po wywołaniu numerku, a na koniec jesteśmy proszeni o zwrot naczyń.

Ale Bar Tajski.pl to także (a może przede wszystkim?) dowozy - strona internetowa i Facebook zachęcają do składania zamówień on-line lub przez telefon (tylko maksymalnie w promieniu 5 kilometrów od lokalu). Zanim wybrałam się na miejsce postanowiłam wypróbować właśnie tę opcję skoro jest ona promowana przez właścicieli. Założyłam profil na stronie i wybrałam dania. Sama strona jest dość przejrzysta i łatwo poruszać się po menu, ale jest też trochę niedopracowana - nie ma nigdzie informacji w jakich godzinach można składać zamówienie, ani w jakich godzinach czynny jest lokal. Płatność w dostawie możliwa tylko gotówką przy odbiorze. Po wybraniu produktów i podaniu danych dostawy przyszedł mail z potwierdzeniem, ale niestety na tym koniec dobrych rzeczy. Śledzenie statusu zamówienia to fikcja (kończy się na 'zamówienie przyjęte' i się nie zmienia).
Najgorsze jest jednak to, że na moje zamówienie (lunch i sałatka) czekałam... 2 godziny 20 minut!  Przez ten czas nie otrzymałam ani telefonu z wyjaśnieniem/uprzedzeniem, że są opóźnienia ani żadnej informacji mailowej... Gdy po dwóch godzinach zadzwoniłam do lokalu z pytaniem, czy w ogóle dostanę dzisiaj moje zamówienie zdezorientowana pani była w stanie odpowiedzieć tylko, że dostawca już wyjechał i będzie za 10 minut. Dostawca był w ciągu 20 minut od telefonu i ani od niego, ani od pani po drugiej stronie słuchawki nie usłyszałam magicznego słówka przepraszamy, które w tej sytuacji byłoby jak najbardziej na miejscu. Niestety, porażka! Po takich rewelacjach i po takim podejściu (brak wyjaśnienia, brak przeprosin) nie daję drugiej szansy i już wiem, że więcej nie zamówię jedzenia z Bar Tajski.pl w dowozie. Zwłaszcza, że mój obiad dotarł zimny.

Na szczęście w końcu dostarczony lunch (19,90PLN) ukoił nieco skołatane nerwy (wiadomo, że jak człowiek głodny, to zły!), ale z pewnością wrażenia byłyby lepsze, gdyby jedzenie było ciepłe. Aromatyczna, lekko pikantna zupa kukurydziana na mleczku kokosowym z chrupiącymi mini-kukurydzami jak najbardziej dała radę. W gęstym, żółtym kremie z curry przeplatały się miło słodkie i ostre nutki.
Nieco gorzej wypadł makaron ryżowy pad sew z brokułem i kurczakiem. Pad sew swój genialny smak kumuluje w wyrazistym sosie. Mój pad sew był zupełnie suchy, bez sosu :( I bez jajka. Całe szczęście, że kurczak nie był suchy (nawet na zimno smakował całkiem spoko). Oprócz tego szczypiorek, trochę brokuła, trochę pieczarek... Biednie!
Całe szczęście biedna nie była sałatka z mango i kurczaka (12,90PLN). Świetne, rześkie, owocowe danie będzie idealną opcją na obiad w te najgorętsze dni lata. Oprócz sałaty lodowej, mango, kurczaka i czerwonej papryki do sałatki przygotowano dip z tartego ogórka i limonki. Charakteru dodała sezamowa posypka i orzeszki. Pyszna, syta, egzotyczna sałatka, którą chętnie zamówiłabym po raz drugi.

Gdy emocje po najgorszej pod względem technicznym dostawie z jaką spotkałam się w Krakowie opadły wybraliśmy się do lokalu stacjonarnie popróbować reszty naszych ulubionych tajskich dań.
Zupy tom yum z krewetkami (7,90PLN) oraz tom yum na mleku kokosowym z kurczakiem (6,90PLN) nie smakowały tak jak w Tajlandii, ale były ok - smaczne. Można powiedzieć, że mocno inspirowane kuchnią tajską, ale nie prawdziwie tajskie. Krewetki dobrej jakości, kurczak znów mięciutki i nieprzeciągnięty. Tę z mlekiem kokosowym zdominował smak słodki. W obu zabrakło liści kafir, azjatyckich grzybów, chilli, trawy cytrynowej... Były za to pieczarki, pomidorki koktajlowe i szczypiorek (ten to akurat jest tu w każdym daniu).
Z wielką ciekawością czekaliśmy na nasze ulubione, najostrzejsze z tajskich curry. Green curry zamówiliśmy z wołowiną (23,50PLN). Miał być ogień, a było danie bardzo zbliżone do łagodnej tom kha przez ogrom mleczka kokosowego i znikomą ilość pasty curry, sosu rybnego, przypraw... I znów tak jak z zupą - nie było to złe, ale z oryginałem nie miało za dużo wspólnego. Do mięsa nie można się przyczepić, wołowinka smaczna i miękka. Tradycyjny w tym daniu galangal zastąpiono cukinią. Nie było jednak ani liści limonki, ani aromatu sosu rybnego ani przede wszystkim pikantności co jest podstawą zielonego curry. Ot, łagodne, smaczne danie na mleku kokosowym. Ale przyznam, że trochę się zawiedliśmy, bo nie tego się spodziewaliśmy jako najwięksi na świecie fani green curry. Sama często przyrządzam je w domu więc wiem, że przy odrobinie starań da się u nas zdobyć wszystkie konieczne składniki. Curry podawane jest z ryżem jaśminowym w cenie oraz z surówką z białej kapusty (taką samą jak w wietnamskich barach, więc zostawię to bez komentarza).
No i jeszcze pad thai z tofu (18,90PLN), który do Tajlandii miał najbliżej ze wszystkich próbowanych dań. Świetne, smażone tofu (dawno nie jadłam tak dobrego), limonka, jajko, posypka z orzeszków - jak dla mnie zgadzało się tu wszystko (no, może oprócz dużej ilości czerwonej cebuli, którą w pad thai spotykam po raz pierwszy). Ten makaron też nie grzeszył dużą ilością sosu, ale gdzieś tam w tle przebijał się charakterystyczny słodko-kwaśny aromat.
Poprosiliśmy o coś zimnego do picia i otrzymaliśmy firmową lemoniadę (4,90PLN). Fajna, rześka, szkoda tylko, że nie była zimna.

Oceniając obsługę nie mogę pominąć wielkiej wpadki z dostawą. Coś takiego w ogóle nie powinno mieć miejsca, a jeśli już się zdarzyło to trzeba jakoś załagodzić sytuację przynajmniej wyjaśnieniami i krótkim 'przepraszam'. Bar Tajski jest nowy w mieście i widać, że musi jeszcze wiele się nauczyć chcąc utrzymać się na powierzchni trudnej krakowskiej gastronomii.
Na miejscu miła pani za ladą była w gotowości by doradzić niezorientowanym, ale na tym jej rola się kończyła. Jakiegoś dodatkowego zainteresowania gośćmi nie zanotowałam. Czy to źle? Moim zdaniem nie. W końcu to bar, więc luźna atmosfera jest jak najbardziej na miejscu.

Co do jedzenia mam mieszane uczucia. Dania generalnie są smaczne. Są hity (jak zupa kukurydziana, czy sałatka z mango), a jakość składników zadowala. Wszystko jest świeże, mięsa miękkie. Tofu genialne. Ale mi zabrakło Tajlandii. Aromatów, ostrości, typowych tajskich składników i receptur. Nie jest to kuchnia tajska o jakiej marzę, by mieć ją na miejscu. Za łagodnie, za mało egzotycznie.
Ale będę zaglądać i życzę powodzenia!

JEDZENIE: 7/10
OBSŁUGA: 3/10
WYSTRÓJ: 8/10
CENY: 8/10

Ocena ogólna: 6,5/10

















xoxo
Magda

1 komentarz:

  1. Jako kucharz Baru Tajskiego pozwolę sobie sprostowac kilka nieprawidłowości, jakie Pani wyraziła, nie mając niestety wystarczającej wiedzy. Na wstępie pragnę zapewnic, iż posiadamy wszystkie niezbędne składniki kuchni tajskiej, a nawet więcej :) Nasza zupa tom yum gotowana jest na liściach kaffiru, świeżym galangalu, trawie cytrynowej i wielu innych składnikach. Nie podajemy ich bezpośrednio w miseczce, z prostego względu- są one twarde nawet po ugotowaniu i nawet w Tajlandii rzadko się je zjada bezpośrednio. Najważniejszy jest ich smak i aromat, który uwalnia sie podczas gotowania. Co do curry, ostrośc jest bardzo subiektywnym odczuciem, wystarczyło poprosic o bardziej ostrą wersję. To samo tyczy się sosu rybnego, który jest bardzo słony i bardzo "aromatyczny" - nie powinien zdominowac dania, ja także lubię jego smak, nie znaczy to jednak, że każdy zniesie taką ilośc :) Na koniec- dip do sałatki tajskiej z mango nie jest "przetartym ogórkiem z limonką" a sosem na bazie ananasa, kolendry (stąd zielonkawy kolor), limonki i wielu innych dodatków... Czasem jest tak, że wydaje się nam iż doskonale wiemy co jemy, a smaki nas jednak zawodzą. Zapraszam ponownie, mam nadzieję, że Pani kolejna wizyta w naszym lokalu będzie obfitowała w same zachwyty. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń