poniedziałek, 4 grudnia 2017

Mandu

ADRES: Paderewskiego 4, Kraków
KUCHNIA: koreańska
ZAKRES CEN: 15-22PLN
W INTERNECIE: facebook









Jakiś czas temu zachwycaliśmy się małym, koreańskim bistro Oriental Spoon, a teraz pozachwycamy się siostrzanym Mandu, które jak sama nazwa wskazuje serwuje właśnie te urocze, azjatyckie pierożki gotowane na parze.

W środku jest zaledwie kilka miejsc siedzących co w porze lunchowej może stanowić pewien problem. Problemu nie ma za to w zabraniu jedzenia w wygodnych pudełkach na wynos. Na ścianach wesoła zieleń i białe płytki, więc jest radośnie i przejrzyście. Może i trochę surowo, ascetycznie, no ale jest to miejsce idealne na szybką szamę, a nie na długie biesiady połączone z podziwianiem designu.

Menu wypisano na tablicy (ale szkoda, że nie można go znaleźć też w internecie). Królują w nim oczywiście pierożki mandu z różnymi nadzieniami - kimchi, cukinia, kurczak, wieprzowina, wołowina. Mamy w czym wybierać. Jest też kilka lekkich, koreańskich zup i pikle. Na każdym stoliku (co jest świetne i powinno być wzorem dla innych) postawiono 3 sosy, z których jedzący może korzystać do woli bez dodatkowej opłaty.

W ostatnim czasie udało mi się zajrzeć do Mandu dwa razy na samotny lunch (zestaw zupa+pierożki 19PLN). I tak się złożyło, że były to lunche wegańskie.
Za pierwszym razem trafiłam na zupę z pasty sojowej łudząco podobną do japońskiej miso. Łagodna, nieprzekombinowana z naturalnym, pysznym tofu - świetnie rozgrzewa, no i pasuje do dania głównego. Pierożki ze szpinakiem również były łagodne - jak to szpinak, nie ma co doszukiwać się w nim meandrów złożonego smaku. Ale za to lunch lekki, mandu w fajnym cieście. Jako kontrapunkt do smaków z natury płaskich (pasta sojowa, szpinak) do zestawu dołożono miseczkę mocnych, cierpkich i nieco pikantnych pikli z rzepy.
O ile pierwszy lunch zrobił pozytywne, ale chłodne wrażenie tak drugi podbił moje podniebienie. Doenjang guk to również zupa z pasty sojowej, ale o wiele mocniejsza niż ta poprzednia. Słona, charakterystyczna., głęboka smakowo. Charakteru dodały jej jeszcze uwielbiane przeze mnie grzyby shiitake. Tym razem w zestawie były pierożki z batatami w cieśnie delikatnym jak jedwab. A ze słodkich ziemniaków wydobyto tyle smaku ile to możliwe. Idealnie!
Nieodzownym elementem pierożków są sosy. I jeszcze raz to powtórzę - 3 słoiczki są na każdym stoliku, nie płacimy za nie dodatkowo, korzystamy ile potrzebujemy (w Azji to naturalna praktyka, u nas niestety wielka rzadkość). Ciemny sojowy z sezamem i czosnkiem, słodki i gęsty orzechowy oraz klasyczny, pasujący do wszystkiego słodko-kwaśny. Wszystkie domowe i pyszne. Podkręcają smak zwłaszcza wegańskich, łagodnych mandu.

W Mandu jest częściowa samoobsługa. Pierożki zamawiamy przy kasie, ale pani podaje je do stolika. Podczas obu wizyt w Mandu spotkałam osoby kompetentne i o miłej aparycji. Na zamówienie nie czekałam długo (każdorazowo około 10 minut).

Powtarzam to zawsze po wizytach w miejscu tego typu; cieszę się, że powstają tak smaczne, zdrowe i porządne alternatywy dla śmieciowego jedzenia i fast food wreszcie odchodzi do lamusa. W Mandu dostaniecie szybki, pyszny i tani obiad bez pakowania w siebie pustych kalorii. Nic, tylko jeść!

JEDZENIE: 8,5/10
WYSTRÓJ: 7/10
CENY: 8/10
OBSŁUGA: 7/10

Ocena ogólna: 8/10






xoxo
Magda

1 komentarz: