sobota, 27 października 2018

Parampara

ADRES: Starowiślna 36, Kraków
KUCHNIA: indyjska
ZAKRES CEN DAŃ GŁÓWNYCH: 20-37PLN
W INTERNECIE: facebook | www











Parampara to znaczy tradycja i jak twierdzą właściciele ta nazwa nie jest przypadkowa, gdyż obrali sobie za cel połączyć tradycyjną polską gościnność z bogatą, kolorową kuchnią indyjską. Bezsprzecznie kuchnię hinduską kochamy, więc wycieczka do Parampara była obowiązkowym punktem na gastronomicznej mapie miasta.

Wystrój - jak to w indyjskich przybytkach bywa - jest feerią barw i wzorów, niekoniecznie dobieranych według jakichkolwiek norm i schematów. My nie jesteśmy fanami takiego  wnętrzarskiego Bollywood, ale trzeba przyznać, że pasuje on do tego klimatu i jedzenia. Nie można więc narzekać, bo to tworzy swego rodzaju niepowtarzalną w innych miejscach aurę. Siedzieliśmy w fioletowo-błękitnej sali z wymalowanymi na ścianach greckimi kolumnami. Na stole bogate w cekiny obrusiki. A tak na poważnie to urzekła nas zastawa - porcelanowe, minimalistyczne talerze to plus sto punktów do odczuć estetycznych przy jedzeniu.

W menu niby dań jest dużo, ale porównując do innych znanych nam orientalnych miejsc to możemy uznać je za względnie krótkie. To dobrze! Każde danie gotowane jest od podstaw i na składnikach pierwszej świeżości. Zawsze powtarzam, że to się ceni i to jest bardzo ważne w kulturze restauracyjnej. Obowiązkowo w menu znalazły się takie indyjskie klasyki jak pakora, czy samosy, ale są też rzadziej słyszalne nazwy jak aloo tikii chat (kotlety z ziemniaków), czy tawa fishfry (smażony dorsz z ziołami i pieczoną papryką). Jest grill tandoori, długa lista dań wege (na przykład okra z pomidorami i cebulą), wątróbka z ziarnami kozieradki i kolendrą, krewetki w sosie kokosowym. Oj, jest z czego wybierać! Osobno domawiamy pieczywo lub ryż. Na deser zjemy na przykład smażone jabłko z cynamonem lub... słynne na cały Kraków lody ze Starowiślnej.

Jako, że byliśmy większą grupą udało się spróbować aż 4 wspaniałych głównych dań, którymi nasz stół dzielił się wymieniając zachwyty. Tak, było wspaniale! Na taką ucztę właśnie liczyliśmy. Myślę, że w Krakowie nie da się już bardziej zbliżyć do Indii... Ale do rzeczy. 
Kurczak butter masala (26PLN) - bajka. Łagodny sos pomidorowy, ultrakremowy i delikatny, ale w żadnym wypadku nie mdły. Cudna esencja warzyw i rozpływającego się w ustach drobiu w jednym ze sztandarowych indyjskich dań.
Dalej kesari murg (28PLN) - to też kura, braliśmy ją w ciemno, bo wcześniej nie próbowaliśmy tego dania. I to był strzał w dziesiątkę. Znów mega delikatne mięso, lecz to sos wygrał wszystko. Delikatny, jogurtowy z całym bukietem indyjskich przypraw, ale to szafran tu rządzi. A wiadomo, w kuchni orientu z szafranem chyba nic nie może konkurować. Ta miseczka została zjedzona najszybciej i wywołała największy smutek po pokazaniu się dna.
Vindaloo curry (30PLN) znaliśmy już wcześniej i jest to jeden z naszych ulubionych sosów. W Parampara podaje się to danie z długo duszoną, a więc rozpadającą się na języku wieprzowiną. Samo curry jednak jest nieco inne niż to  znane nam z paru miejsc - bardziej skupione na mięsie, z wyraźną nutą cynamonu i wędzonego chilli, za to mniej kremowe, mniej warzywne. Spodziewaliśmy się po tym daniu bardziej zionąć ogniem (w końcu vindaloo to jedno z najostrzejszych curry na świecie). To  nie było jakoś zatrważająco pikantne. Ale wiadomo - co kucharz to inne vindaloo (pewnie zależy to również od regionu kraju). Warto było spróbować tej wersji i chociaż spodziewaliśmy się trochę innej formy, to danie jak najbardziej należy do udanych.
Trzeba było spróbować i baraniny. Laal mass (35PLN) to najpikantniejsze danie ze wszystkich zamówionych (ale też nie zabijające, chociaż opis tego stopnia ostrości w karcie straszy), również mocno skupione na mięsie. Baranina prostym składnikiem nie jest - żeby jej nie zabić i zrobić na miękko to trzeba umieć. Te kąski były idealne, podobnie jak mocny sos z wyraźną kolendrową nutą. Czyli kolejny sztos.
Nasze sosy zagryzaliśmy najlepszym butter naan (8PLN) w mieście. Tak lekkie i delikatne indyjskie pieczywo było do tej pory tylko w naszych marzeniach. Spróbowaliśmy też nieco cięższego chlebka z mąki razowej roti (8PLN). Też niezłe, ale naan wygrywa wszystko.
Żadna indyjska uczta nie może odbyć się bez mango lassi (10PLN). W Parampara ten napój jest bardzo gęsty, bardzo słodki pewnie dzięki przedojrzałemu mango i podaje się go z prażonymi migdałami i miętą. Bajka! 

Poczytaliśmy wcześniej o profilu restauracji, o przywiązaniu do gościnności, więc nastawiliśmy się, że spotkamy tu wspaniałą, ciepłą i profesjonalną obsługę, której tak nam w Krakowie brakuje. No niestety, jednak nie. Technicznie nie było najgorzej, serwis w dobrym czasie i stylu, ale poza tym tak jak prawie wszędzie - z tą gościnnością to tak średnio. Pani kelnerka dość oporna na odwzajemnienie uśmiechu.

Ale kuchnia - tak jak miało być - jest bezkonkurencyjnie wspaniała. Bogata w smak, w niepowtarzalne aromatyczna. Świetnie, że Parampara jest w mieście, bo właśnie stała się naszym indyjskim numerem jeden.

JEDZENIE: 10/10
OBSŁUGA: 6/10
WYSTRÓJ: 6,5/10
CENY: 8/10

Ocena ogólna: 9/10











xoxo
Magda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz